Wielka Podróż Pana Ziewnięcia z Jednego Ucha do Drugiego

Wielka Podróż Pana Ziewnięcia z Jednego Ucha do Drugiego

Księżyc świeci, a sny czekają... Babcia Zofia ma dla Ciebie kolejną opowieść! 🌙✨ Miłego czytania tej Bajka na dobranoc.

Był sobie mały chłopiec o imieniu Jaś.

Jaś był już w swoim łóżeczku, otulony miękką kołderką w dinozaury.

Mama dała mu buziaka na dobranoc, zgasiła duże światło i zostawiła tylko małą lampkę-gwiazdkę.

Jaś zamknął oczy, ale sen jakoś nie chciał przyjść. Kręcił się i wiercił, jakby pod kołdrą schował się mały, niespokojny wróbelek.

Nagle poczuł, jak coś malutkiego i niezwykle puchatego rodzi się tuż przy jego lewym uchu. Coś lekkiego jak piórko i sennego jak mruczenie kota.

To był Pan Ziewnięcie.

Pan Ziewnięcie nie był zwykłym ziewnięciem. O nie! Był postacią z misją, tajnym agentem snu, można by rzec.

Jego arcyważnym zadaniem było odbycie podróży przez całą, pełną zakamarków głowę Jasia, zaczynając od lewego ucha, a kończąc na prawym.

Kiedy Pan Ziewnięcie docierał do prawego ucha, delikatnie pukał w błonę bębenkową i szeptał: „Halo! Halo! Najwyższy czas zamknąć oczka i odpłynąć do krainy snów!”.

I właśnie wtedy Jaś robił wielkie, rozkoszne „Aaaaaach!” i zasypiał tak mocno, że nawet pochrapywanie niedźwiedzia by go nie obudziło.

Pan Ziewnięcie był postacią uroczą. Malutki, okrąglutki i tak bardzo, bardzo śpiący, że sam ledwo powstrzymywał się od ziewania. Wyglądał trochę jak miniaturowy kłębuszek białej waty cukrowej, ale o smaku głębokiego snu i ciepłego mleka.

Westchnął cichutko (co brzmiało jak bardzo ciche 'hmmm’) i ruszył w drogę. „No, do dzieła,” mruknął pod nosem, którego tak naprawdę nie posiadał. „Trasa wydaje się prosta: kawałek prosto, potem delikatnie w prawo przez Tunel Myśli Codziennych, a tam już prawie meta!”

Ale dzisiaj w głowie Jasia panował niecodzienny ruch i lekki, twórczy bałagan. Nic nie było na swoim zwykłym miejscu.

Najpierw Pan Ziewnięcie, ku swojemu zdziwieniu, trafił na głośne i roztańczone Skrzyżowanie Zapomnianych Piosenek.

Melodie, których Jaś słuchał rano w radiu, te, co to wpadają jednym uchem i nie chcą wyjść drugim, wirowały tam w szalonym tańcu.

„Kaczuszki, kaczuszki, na wodzie i trawie!” śpiewała wesoło jedna nutka, podskakując.

„Wlazł kotek na płotek i mruga!” wtórowała jej basem druga, trochę fałszując.

Pan Ziewnięcie poczuł, jak jego niewidzialne nóżki same zaczynają tupać w rytm. Już prawie dał się porwać do tańca, ale w ostatniej chwili przypomniał sobie o swojej ważnej misji.

„Najmocniej przepraszam szanowne melodie,” zapytał grzecznie roztańczoną piosenkę o myciu zębów, która akurat robiła piruet. „Czy mogłaby mi pani wskazać drogę do prawego ucha?”

„Ależ oczywiście!” zaśpiewała nutka. „Prościutko, za rogiem, tam gdzie mieszka Pani Echo! Tylko uważaj, lubi powtarzać!”

Pan Ziewnięcie podziękował i posłusznie powędrował we wskazanym kierunku. Wkrótce znalazł się w przestronnej Komnacie Echa.

Tu było dopiero zamieszanie! Wszystko, co Jaś dzisiaj usłyszał, odbijało się od niewidzialnych ścian, tworząc zabawną kakofonię.

„Obiad gotowy!” wołało echo głosu mamy z jednego kąta.

„Hau hau! Daj smaczka!” szczekało cieniutkim głosem echo psa sąsiadów z drugiego.

„Bul bul bul, plusk!” bulgotało wesoło echo wody podczas kąpieli w wannie.

Pan Ziewnięcie zatkał swoje niewidzialne uszy swoimi niewidzialnymi dłońmi. „Ojejku! Ale tu głośno! Muszę się stąd wydostać, bo sam zacznę powtarzać!”

Przecisnął się przez wąski, cichy korytarzyk i jego oczom ukazał się przepiękny widok – znalazł się na Łące Wspomnień.

To było najspokojniejsze i najmilsze miejsce w całej głowie Jasia.

Malutkie, puszyste chmurki wspomnień, przypominające owieczki, pasły się tu łagodnie na zielonej trawie utkanej z dobrych myśli.

Było tam wspomnienie przepysznych, zimnych lodów truskawkowych zjedzonych dzisiaj po południu.

Było wspomnienie budowania ogromnego zamku z piasku nad morzem, zeszłego lata.

I wspomnienie ciepłego, bezpiecznego przytulenia taty, kiedy Jaś stłukł sobie kolano.

Pan Ziewnięcie poczuł się nagle bardzo, bardzo miło i jeszcze bardziej sennie. Ach, jak cudownie byłoby tu zostać…

Jedno wspomnienie, wyglądające jak szczególnie miękka, biała owieczka, podeszło bliżej i tryknęło go delikatnie łebkiem.

„Beeee,” zabeczało cichutko. To było wspomnienie babci, która wczoraj wieczorem czytała Jasiowi bajkę o Czerwonym Kapturku.

Pan Ziewnięcie był już o krok od położenia się na tej miękkiej łące i ucięcia sobie krótkiej, słodkiej drzemki.

„Nie, nie! Misja czeka!” otrząsnął się w ostatniej chwili. „Muszę, po prostu muszę dotrzeć do prawego ucha! Od tego zależy sen Jasia!”

Zapytał grzecznie wspomnienia-owieczki o dalszą drogę.

„Musisz przejść przez Fabrykę Pomysłów,” wyjaśniło wspomnienie lodów truskawkowych, pachnąc słodko. „Ale bardzo uważaj, bo tam panuje wieczny ruch i gwar! Pomysły lubią wpadać na siebie nawzajem!”

Pan Ziewnięcie podziękował za wskazówki i z nową energią ruszył dalej.

Fabryka Pomysłów była miejscem absolutnie niesamowitym! Nigdy czegoś takiego nie widział.

Wszędzie coś iskrzyło, błyskało, stukało i pędziło w zawrotnym tempie.

Małe, energiczne iskierki-pomysły, wyglądające jak rozbrykane robaczki świętojańskie, biegały we wszystkie strony, realizując swoje genialne (lub mniej genialne) plany.

Jeden pomysł właśnie kończył budować rakietę kosmiczną z klocków Jasia.

Inny, nieco szalony, wymyślał nowy, rewolucyjny smak kanapki (z dżemem malinowym i ogórkiem kiszonym – Pan Ziewnięcie aż się skrzywił na samą myśl!).

Jeszcze inny, artystyczny pomysł, z zapałem próbował narysować portret kwadratowego kota z okrągłymi uszami.

Pan Ziewnięcie ledwo unikał zderzenia z pędzącymi na oślep pomysłami. Czuł się jak na bardzo ruchliwej autostradzie.

„Przepraszam! Bardzo przepraszam! Proszę uważać!” wołał co chwilę, lawirując między nimi jak mały, puchaty slalomista.

Nagle potknął się o coś małego, zielonego i lekko zapomnianego, leżącego na uboczu.

„A cóż to takiego?” zdziwił się, podnosząc znalezisko.

To była zagubiona myśl o niedojedzonym brokule z obiadu. Wyglądała na bardzo samotną i trochę smutną.

„Też szukasz wyjścia stąd?” zapytał Pan Ziewnięcie z troską w głosie.

Myśl o brokule tylko ciężko westchnęła, nic nie mówiąc.

„Wiesz co? Chodź ze mną,” zaproponował dobrotliwie Pan Ziewnięcie. „Co dwie głowy (nawet jeśli jedna jest brokułem), to nie jedna. Razem na pewno będzie nam raźniej i łatwiej znaleźć drogę.”

Szli więc dalej razem, a Pan Ziewnięcie czuł się coraz bardziej i bardziej śpiący. Jego puchaty kłębuszek stawał się coraz cięższy i ledwo powłóczył niewidzialnymi nóżkami.

Mijał po drodze Krainę Snów na Początku Drogi, gdzie małe, kolorowe, dopiero co narodzone sny, przypominające bańki mydlane, unosiły się leniwie w powietrzu.

Widział też Kącik Śmiechu, gdzie perliste chichoty Jasia z całego dnia bawiły się wesoło w berka, odbijając się od ścianek.

W końcu, tuż za Zakrętem Dobrej Nocy, zobaczył w oddali małe, ciepłe światełko.

To był wylot tunelu prowadzącego prosto do prawego ucha Jasia! Cel jego podróży!

„Nareszcie! Udało się!” ucieszył się Pan Ziewnięcie tak bardzo, że aż podskoczył. Pożegnał się czule z myślą o brokule, która znalazła sobie spokojne, zielone miejsce do odpoczynku pod Drzewem Zapomnianych Warzyw.

Zebrał ostatnie resztki sił, wziął głęboki (jak na ziewnięcie) oddech i wślizgnął się do cichego tunelu.

Było tam tak spokojnie i przytulnie. Czuć było już bliskość poduszki i końca misji.

I wtedy… Wyleciał! Z impetem, ale miękko!

Prosto z prawego ucha Jasia!

Jaś poczuł nagle ogromne, przemożne, nieodparte ziewnięcie nadchodzące wielką falą.

Otworzył szeroko buzię, przeciągnął się rozkosznie i zrobił: „Aaaaaaaaaaaaaaach! Hmmmmmm. Oooooch.”

To było najwspanialsze, najgłębsze i najprzyjemniejsze ziewnięcie na całym świecie. Takie, po którym oczy same się zamykają.

Pan Ziewnięcie wykonał swoją misję perfekcyjnie!

Teraz, zmęczony, ale szczęśliwy, mógł wreszcie odpocząć. Znalazł sobie idealne, wygodne miejsce na mięciutkiej poduszce Jasia, tuż przy samym jego uchu, gdzie było ciepło i cicho.

Zwinął się w jeszcze mniejszy, prawie niewidoczny kłębuszek i zasnął snem sprawiedliwego, spełnionego ziewnięcia.

A Jaś?

Po tym wielkim, uwalniającym ziewnięciu poczuł, jak jego powieki stają się ciężkie jak kamyczki. Jak całe zmęczenie z dnia odpływa.

Było mu niewypowiedzianie ciepło i przytulnie pod kołderką w dinozaury.

Pomyślał jeszcze przez malutką chwilkę o tym śmiesznym, puchatym Panu Ziewnięciu, który odbył taką długą podróż przez jego głowę, uśmiechnął się lekko pod nosem…

I zasnął. Głęboko i spokojnie.

Śniły mu się potem roztańczone nutki grające kołysanki, miękkie owieczki wspomnień skaczące przez płotki i niezwykłe rakiety kosmiczne zbudowane z pomysłów i klocków.

A tuż obok, na poduszce, spał sobie smacznie Pan Ziewnięcie, najedzony snem i bardzo dumny ze swojej wielkiej, pełnej przygód podróży z jednego ucha do drugiego. Dobranoc, Jasiu. Dobranoc, Panie Ziewnięcie.

Leave a Comment

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *