Księżyc świeci, a sny czekają... Babcia Zofia ma dla Ciebie kolejną opowieść! 🌙✨ Miłego czytania tej Bajka na dobranoc.
W pewnej łazience, na skraju umywalki, w kubeczku w wesołe kropki, mieszkał Szczotek.
Szczotek był szczoteczką do zębów. Miał niebieską rączkę i całkiem sporo białego, równego włosia.
Jego życie, powiedzmy sobie szczerze, nie było pasmem ekscytujących przygód.
Dwa razy dziennie – rano i wieczorem – czekała go ta sama rutyna. Najpierw zimny prysznic pod kranem, potem spotkanie z Pastą Miętówką i energiczne szorowanie zębów.
Szczotek wykonywał swoją pracę sumiennie. Wiedział, że czyste zęby to ważna sprawa.
Ale w głębi swojego plastikowego serduszka, Szczotek marzył o czymś zupełnie innym.
Marzył o byciu gwiazdą rocka.
Tak, dobrze słyszycie. Gwiazdą rocka! Z gitarą, tłumem fanów i światłami reflektorów.
Oczywiście, w łazience trudno o prawdziwą scenę i publiczność.
Ale Szczotek był kreatywny.
Jego scena? Lśniąca powierzchnia umywalki.
Jego mikrofon? Tubka Pasty Miętówki, która po wyciśnięciu wydawała z siebie całkiem rockowe „pssssst!”.
Jego gitara? Cóż, tu musiał improwizować. Czasem używał chromowanego kranu, uderzając w niego delikatnie włosiem, co dawało ciekawy, metaliczny dźwięk.
Jego publiczność? Wierna, choć nieco nietypowa.
Był Pan Mydło, stateczny jegomość o zapachu lawendy, który zawsze leżał na mydelniczce i kiwał się lekko w rytm muzyki (albo po prostu był śliski).
Była Kaczuszka Kwaczka, gumowa przyjaciółka kąpieli, która entuzjastycznie unosiła się na wodzie, gdy Szczotek dawał czadu.
I był też Pająk Zygmunt, cichy lokator z rogu za rurą, który czasem wystukiwał rytm jedną ze swoich ośmiu nóg.
Każdej nocy, gdy domownicy zasypiali, a w łazience panowała cisza przerywana tylko miarowym kapaniem z niedokręconego kranu, Szczotek rozpoczynał swoje próby.
Opierał się o tubkę Pasty Miętówki.
„Raz, dwa, trzy, próba mikrofonu! Pssssst!” – szeptał rockowym głosem.
Pan Mydło mrużył swoje niewidzialne mydlane oczy. „Dajesz, chłopcze! Pokaż im!”
Kaczuszka Kwaczka piszczała cicho z podekscytowania.
Szczotek brał głęboki wdech (na tyle, na ile może wziąć wdech szczoteczka) i zaczynał swój występ.
Wyobrażał sobie, że jego włosie to palce wirtuoza przebiegające po gryfie gitary.
Uderzał delikatnie w kran: „Dzyń! Dzyń! Kap! Kap!”
Potem śpiewał swoje największe hity, oczywiście szeptem, żeby nikogo nie obudzić.
Była piosenka „Białe Kły Rock and Rolla”.
Był utwór „Miętowa Moc Przeciw Próchnicy”.
I jego ballada „Tęsknota za Czystą Szczeliną Międzyzębową”.
Czasem dołączała Golarka Bzykacz, stojąca na półce. Jej ciche „Bzzzzzz” stanowiło idealny basowy podkład.
Pan Mydło komentował: „Niezła solówka na kranie, Szczotek! Czuć w tym pasję i świeżość!”.
Kaczuszka Kwaczka chlapała radośnie w resztkach wody w umywalce.
Zygmunt wystukiwał skomplikowany rytm wszystkimi ośmioma nogami.
Tej nocy Szczotek czuł, że to będzie wyjątkowy koncert.
„Dziś wieczorem, moi drodzy fani!” – zawołał szeptem, stając na samym środku umywalki. „Zagram coś specjalnego! Utwór o wolności i… płukaniu ust!”.
Chwycił mocniej Pastę Miętówkę.
Golarka Bzykacz włączyła swoje niskie „Bzzzz”.
Szczotek zaczął swój występ. Przechylał się na boki, podskakiwał na swojej niebieskiej nóżce, a jego włosie falowało jak włosy prawdziwego rockmana na wietrze.
„Oooch, płuczemy usta co dzień! Yeah!” – śpiewał z przejęciem.
Nagle… za drzwiami łazienki rozległy się kroki.
Szczotek zamarł w pół ruchu.
Golarka Bzykacz natychmiast ucichła.
Pan Mydło wstrzymał oddech (mydlany oddech).
Kaczuszka Kwaczka znieruchomiała na wodzie.
Nawet Zygmunt przestał tupać.
Kroki przeszły obok drzwi i ucichły w oddali.
Fałszywy alarm!
Szczotek odetchnął z ulgą.
„To była część napięcia scenicznego!” – szepnął do publiczności, próbując zachować twarz.
Pan Mydło pokiwał głową. „Mistrzowskie budowanie dramaturgii, Szczotek.”
Na wielki finał Szczotek postanowił zaszaleć.
Podbiegł do kranu i ustawił się tak, by strumień wody tryskał prosto na jego włosie.
„A teraz solo na mokro!” – krzyknął (szeptem, oczywiście).
Kap! Kap! Chlap! Woda rozbryzgiwała się na wszystkie strony, tworząc mini-tęczę w świetle księżyca wpadającym przez okno.
To było jak fajerwerki na prawdziwym koncercie!
Szczotek grał na wodzie jak szalony, aż był cały mokry i zmęczony.
W końcu, z ostatnim „Chlup!”, opadł na umywalkę, dysząc ciężko.
Rozległy się ciche oklaski (głównie pisk Kaczuszki i delikatne stukanie Zygmunta).
„To było… to było coś!” – wysapał Pan Mydło. „Twój najlepszy występ, Szczotek! Czułem świeżość mięty aż tutaj!”.
Szczotek uśmiechnął się szeroko (na tyle, na ile szczoteczka potrafi się uśmiechać).
Ukłonił się nisko swojej wiernej publiczności.
Potem, zmęczony, ale szczęśliwy, wrócił na swoje miejsce w kubeczku w kropki.
Oparł głowę (czyli górną część rączki) o ściankę kubka i zamknął oczy.
Zasypiając, marzył o kolejnym koncercie. Może jutro zagrają cover piosenki o nici dentystycznej?
Bo nawet jeśli jest się tylko małą szczoteczką do zębów w łazience, można mieć wielkie, rockandrollowe marzenia.
I czasem, w środku nocy, gdy nikt nie patrzy, można je nawet spełniać. Choćby tylko na chwilę, na lśniącej scenie umywalki.