Księżyc świeci, a sny czekają... Babcia Zofia ma dla Ciebie kolejną opowieść! 🌙✨ Miłego czytania tej Bajka na dobranoc.
Głęboko pod wielkim łóżkiem, w krainie zapomnianych kapci i zagubionych klocków, mieszkał sobie Kłębuszek.
Nie był to zwykły kotek. O nie! Kłębuszek był zrobiony z najdelikatniejszego kurzu, miękkich niteczek i odrobiny sennej magii.
Był puszysty jak chmurka i szary jak myszka tuż przed drzemką.
Kłębuszek uwielbiał swoje królestwo pod łóżkiem. Było tam cicho, ciemno i przytulnie.
Znał każdy zakamarek – od Wielkiej Góry Skarpetek po Pustynię Okruchów Herbatnika.
Jego ulubionym zajęciem było turlanie się po miękkim dywanie kurzu i liczenie wełnianych owieczek, które czasem spadały z koca.
Zazwyczaj Kłębuszek był bardzo spokojnym stworzonkiem. Lubił ciszę i spokój.
Ale pewnego wieczoru, gdy księżyc zaglądał przez szparę w zasłonie, usłyszał coś dziwnego.
Było to ciche, melodyjne mruczenie. Mmmmmmm… Mmmmmmm…
Nie przypominało chrapania Taty ani szelestu kartek w książce Mamy.
To było coś zupełnie nowego.
Kłębuszek wytężył swoje malutkie, kurzowe uszka. Mruczenie zdawało się dobiegać z dalekiego kąta pod łóżkiem, z miejsca, gdzie rzadko się zapuszczał.
„Co to może być?” – pomyślał, a jego puszyste futerko zadrżało z ciekawości.
Był trochę przestraszony. Zawsze trzymał się blisko swojej bezpiecznej górki kurzu.
Ale ciekawość była silniejsza niż strach. Jak mały detektyw, postanowił zbadać tajemniczy dźwięk.
Ruszył powoli, stawiając ostrożnie swoje kurzowe łapki.
Najpierw minął Starego Kapcia, który spał głęboko i śnił o ciepłych stopach.
Potem przecisnął się obok zagubionego czerwonego klocka, który wyglądał jak mały, śpiący smok.
Nagle potknął się o coś twardego i okrągłego.
„Ała!” – usłyszał zrzędliwy głosik. „Uważaj, jak łazisz, kłębku nieszczęścia!”
Kłębuszek spojrzał w dół. Na dywanie leżał duży, błyszczący guzik.
Wyglądał na bardzo niezadowolonego. Miał tylko dwie dziurki zamiast czterech i marszczył swoje perłowe czoło.
„Przepraszam, Panie Guziku” – wyjąkał Kłębuszek. „Nie zauważyłem pana. Szukam źródła dziwnego mruczenia.”
Pan Guzik prychnął. „Mruczenie? Pewnie znowu ten zagubiony Robuś. Ciągle coś nuci pod nosem. Leży tam, za rogiem, przy nodze od łóżka. Sam bym poszedł, ale… no cóż… nie mam nóg.”
Kłębuszek podziękował Panu Guzikowi i ruszył dalej, czując się trochę pewniej.
Mruczenie stawało się coraz głośniejsze. Mmmmmmm… Mmmmmmm…
W końcu dotarł do wielkiej, drewnianej nogi łóżka. A tuż przy niej… leżał mały, metalowy robot!
Był srebrny, miał duże, niebieskie oczy, które słabo świeciły, i małą antenkę na głowie.
To on tak cichutko mruczał. Wyglądał na trochę smutnego.
„Cześć” – szepnął Kłębuszek, podchodząc bliżej. „Jestem Kłębuszek. Dlaczego tak mruczysz?”
Robot, który nazywał się Robuś, spojrzał na Kłębuszka swoimi świecącymi oczami.
„Mruczę, bo… bo się zgubiłem” – powiedział cicho Robuś. „I kończy mi się energia. Moje światełka gasną.”
Faktycznie, niebieskie światełka w oczach Robusia migotały coraz słabiej.
„Ojej” – zmartwił się Kłębuszek. „To niedobrze. Może mogę ci jakoś pomóc?”
Robuś westchnął. „Chyba tylko mój mały właściciel może mnie naładować. Ale spadłem z łóżka i nie umiem wrócić.”
Kłębuszek rozejrzał się. Był mały, ale miał pomysł.
„Poczekaj tutaj!” – powiedział i pobiegł z powrotem do Pana Guzika.
„Panie Guziku, Robuś potrzebuje pomocy! Trzeba go jakoś przesunąć bliżej krawędzi łóżka, może ktoś go rano zauważy!”
Pan Guzik, choć zrzędliwy, miał dobre serce (nawet bez koszuli).
„Hmm, sam go nie popchnę” – mruknął. „Ale może… może Pajęczysław pomoże?”
W rogu, pod sufitem łóżka (czyli pod spodem materaca), mieszkał Pajęczysław. Był to bardzo uprzejmy pająk, który tkał najpiękniejsze, choć niewidoczne dla ludzi, pajęczyny.
Kłębuszek zawołał cicho: „Panie Pajęczysławie! Potrzebujemy pomocy!”
Pajęczysław zjechał szybko na swojej srebrnej nitce.
„W czym mogę służyć, drogi Kłębuszku?” – zapytał, poprawiając swoje osiem par okularów (miał słaby wzrok).
Kłębuszek opowiedział mu o Robusiu i jego gasnących światełkach.
Pajęczysław zamyślił się na chwilę, gładząc jedną ze swoich nóżek.
„Mam pomysł! Utkam mocną linę i spróbujemy go delikatnie podciągnąć bliżej krawędzi!”
I tak zrobili. Pajęczysław utkał grubą, jedwabistą nić. Kłębuszek i Pan Guzik (który turlał się z zapałem) pomogli przymocować ją do Robusia.
Potem Pajęczysław wspiął się z powrotem i zaczął delikatnie ciągnąć.
Kłębuszek pchał Robusia swoimi puszystymi łapkami, a Pan Guzik zapierał się swoimi dziurkami.
Powoli, centymetr po centymetrze, przesuwali małego robota.
Było ciężko, ale pracowali razem.
W końcu Robuś znalazł się tuż przy krawędzi podłogi, w miejscu, gdzie rano padały pierwsze promienie słońca.
„Dziękuję wam” – szepnął Robuś, a jego światełka zamrugały ostatkiem sił. „Jesteście prawdziwymi przyjaciółmi.”
Jego mruczenie ucichło, a on sam zapadł w tryb uśpienia.
Kłębuszek, Pan Guzik i Pajęczysław byli zmęczeni, ale bardzo szczęśliwi.
„Dobra robota, drużyno spod łóżka!” – powiedział Pajęczysław, otrzepując kurz z okularów.
Kłębuszek wrócił do swojego kącika. Był dumny, że przezwyciężył strach i pomógł komuś w potrzebie.
Pod łóżkiem znów zapanowała cisza, ale tym razem była to inna cisza – pełna satysfakcji i nowej przyjaźni.
Kłębuszek zwinął się w miękką kulkę. Pomyślał o Robusiu, Panu Guziku i Pajęczysławie.
Królestwo pod łóżkiem nie było już tylko ciche i spokojne. Było też pełne przygód i przyjaciół.
Z tą myślą, mały senny kotek kurzu zamknął oczy i zasnął głęboko, śniąc o puszystych chmurkach i bohaterskich guzikach.