Księżyc świeci, a sny czekają... Babcia Zofia ma dla Ciebie kolejną opowieść! 🌙✨ Miłego czytania tej Bajka na dobranoc.
Była sobie raz mała, błyszcząca łyżeczka do herbaty.
Nazywała się Błyskotka i nie była zwykłą łyżeczką.
Och, nie! Mieszkała w kuchennej szufladzie razem z innymi sztućcami, ale miała bardzo, bardzo ważne zadanie.
Każdego wieczoru, tuż przed snem małego Antka, Błyskotka była wyjmowana z szuflady.
Jej misją było zamieszanie ciepłego mleka ze złotym, słodkim miodem.
Ale to nie wszystko!
Błyskotka była głęboko przekonana, że podczas tego mieszania, dodaje do mleka coś jeszcze… coś magicznego.
Dodawała szczyptę przygody, kropelkę śmiechu i całe mnóstwo kolorowych, puszystych snów.
Wirując w ciepłym płynie, czuła, jak jej srebrzysty brzuszek nabiera mocy.
„Mieszam, mieszam sny wesołe, by Antek spał jak suseł w norze!” – nuciła sobie w myślach, kręcąc ósemki w kubku.
Tego wieczoru, jak zwykle, Błyskotka z dumą wypełniła swoją misję.
Antek wypił mleko, oblizał wąsy z pianki i poczłapał do łóżka, ziewając szeroko.
Jednak stało się coś niespodziewanego.
Zamiast trafić do zlewu, a potem do ciepłej kąpieli w zmywarce, Błyskotka została przypadkiem odłożona na skraju kuchennego blatu.
Leżała tam samotnie, gdy w domu zgasły światła, a kuchnia pogrążyła się w cichym mroku, rozświetlanym jedynie przez bladą poświatę księżyca wpadającą przez okno.
Nagle Błyskotka usłyszała cichy szmer.
Potem stukot.
A potem… zgrzytanie!
„Ojejku!” – pisnęła cichutko. „Co to takiego?”
Okazało się, że nocą kuchnia tętniła własnym, sekretnym życiem.
Z szuflady obok wysunął się powoli Widelec Gwidon. Miał cztery zęby, z których jeden był lekko wykrzywiony, i wiecznie niezadowoloną minę.
„Znowu ten makaron…” – mruknął zrzędliwie, próbując strzepnąć zaschnięty kawałek spaghetti spomiędzy zębów. „Nienawidzę spaghetti. Zawsze się gdzieś wciśnie.”
Błyskotka zadrżała. Nigdy wcześniej nie rozmawiała z Gwidonem.
„D-dzień dobry?” – wyjąkała nieśmiało.
Gwidon spojrzał na nią z góry. „A ty co tu robisz? Nie powinnaś być w zlewie, czekając na poranne szorowanie?”
„Ja… ja mieszam sny” – odparła Błyskotka, nabierając trochę pewności siebie. „To bardzo ważna praca.”
Gwidon prychnął. „Sny? Dobre sobie. Ja tu walczę z resztkami obiadu, a ta mi o snach opowiada.” I potoczył się dalej w poszukiwaniu spokoju.
Błyskotka poczuła się trochę urażona, ale zaraz potem usłyszała cichy, melodyjny gwizd.
Dochodził od strony kuchenki.
Stał tam stary, pękaty Czajnik Melodiusz. Jego pokrywka lekko podskakiwała, a z dzióbka wydobywała się ledwie słyszalna, usypiająca melodia.
„Nie przejmuj się Gwidonem, maleńka” – zagwizdał łagodnie Czajnik. „On zawsze ma jakieś ‘ale’. Taka już natura widelca.”
„Ale ja naprawdę mieszam sny!” – upierała się Błyskotka. „Antek musi mieć piękne sny, a ja zostałam tutaj!”
Czajnik zamilkł na chwilę, a potem zagwizdał znowu, tym razem bardziej pocieszająco. „Wszystko ma swój czas i miejsce. Może twoje sny już działają? Woda w moim brzuchu mówi mi, że czasem magia działa nawet wtedy, gdy myślimy, że nas tam nie ma.”
Błyskotka zamyśliła się nad słowami mądrego Czajnika.
Nagle usłyszała szybki turkot i chichot.
To Solniczka i Pieprzniczka, nierozłączna para, toczyły się po blacie w zawrotnym tempie.
„Łap mnie, jeśli potrafisz!” – chichotała Pieprzniczka, zostawiając za sobą drobny pyłek.
„Zaraz cię posolę!” – odkrzykiwała Solniczka, turlając się tuż za nią.
Przemknęły obok Błyskotki jak dwa małe, rozbrykane duchy, zostawiając za sobą tylko lekką mgiełkę przypraw.
Błyskotka patrzyła na nich z lekką zazdrością. Oni się bawili, a ona miała misję!
Nagle dotarło do niej coś strasznego.
„Ojej! A co, jeśli Antek obudzi się w nocy? Co, jeśli będzie potrzebował dodatkowej porcji snów? Muszę być blisko kubka!”
Kubek stał na drugim końcu blatu, tuż przy zlewie. Dla małej łyżeczki była to odległość jak stąd na księżyc.
Jak ona tam dotrze?
Rozpaczliwie rozejrzała się wokół.
Gwidon zniknął w cieniu. Czajnik Melodiusz pogwizdywał coraz ciszej, zapadając w drzemkę.
Solniczka i Pieprzniczka zniknęły za tosterem.
Nagle Błyskotka poczuła delikatne szturchnięcie.
Obok niej leżała długa, płaska Łopatka Petronela, która służyła do przewracania naleśników.
Petronela była znana ze swojej siły i dobrego serca.
„Widzę, że masz kłopot, drobinko” – szepnęła Łopatka. „Chcesz dostać się na drugą stronę?”
Błyskotka energicznie pokiwała główką, aż zadźwięczała cichutko.
„Wskakuj na mój koniec” – zaproponowała Petronela. „Zrobimy mały katapult.”
Błyskotka z lekkim strachem, ale i determinacją, wdrapała się na płaski koniec Łopatki.
„Gotowa?” – zapytała Petronela.
„Gotowa!” – pisnęła Błyskotka.
Łopatka napięła swoje „mięśnie” (czyli po prostu uniosła drugi koniec, opierając się o słoik z dżemem) i… Chlust!
Błyskotka pofrunęła w powietrzu! Przez sekundę widziała całą kuchnię z góry – lśniący blat, śpiący czajnik, wzory na kafelkach.
Łup! Wylądowała miękko tuż obok kubka po mleku Antka.
Udało się!
Odetchnęła z ulgą. Teraz była na swoim posterunku. Nawet jeśli Antek spał smacznie, czuła, że jej obecność tutaj, blisko kubka, gwarantuje ciągłość magicznych snów.
Przytuliła się do ciepłego jeszcze boku naczynia i poczuła ogromne zmęczenie.
Nocna przygoda była ekscytująca, ale mieszanie snów i latanie po kuchni to ciężka praca.
Zamknęła oczy, a ostatnią jej myślą było: „Ciekawe, o czym dzisiaj śni Antek… Może o latających łyżeczkach?”
I zasnęła, mała, błyszcząca bohaterka kuchennych nocy, gotowa na kolejny wieczór mieszania marzeń w ciepłym mleku.