Księżyc świeci, a sny czekają... Babcia Zofia ma dla Ciebie kolejną opowieść! 🌙✨ Miłego czytania tej Bajka na dobranoc.
Franek był chłopcem, który miał swojego najlepszego przyjaciela. Nie był to kolega z podwórka ani pluszowy miś, chociaż misia też miał, i to całkiem sporego. Najlepszym przyjacielem Franka był Pan Kocyk.
Pan Kocyk nie był zwykłym kocykiem. O nie! Był miękki, w kolorze spokojnego morza z małymi, żółtymi gwiazdkami, które Franek liczył przed snem. Ale co najważniejsze, Pan Kocyk miał charakter. Był trochę marudny, zwłaszcza gdy rano trzeba było wstać, i uwielbiał ciepło ponad wszystko na świecie.
Czasami, gdy Franek już leżał w łóżku, a mama zgasiła światło, Pan Kocyk zaczynał szeptać. Oczywiście, tylko Franek go słyszał.
– Ziiiimno – mruczał Pan Kocyk tego wieczoru, otulając Franka ciaśniej. – Czuję przeciąg spod okna. Brrr. Potrzebuję porządnego ciepełka.
Franek pogłaskał miękki materiał. – Ale ja cię grzeję, Panie Kocyku.
– Owszem, owszem, doceniam starania – westchnął koc. – Ale marzy mi się… ach, marzy mi się Najcieplejsze Przytulenie na Świecie! Mówią, że istnieje. Podobno jest tak ciepłe, że roztapia wszystkie smutki i zimne stópki.
Franek otworzył szeroko oczy w ciemności. – Naprawdę? A gdzie ono jest?
– Tego właśnie nie wiem! – zaszemrał Pan Kocyk. – Ale czuję… czuję, że jest gdzieś blisko. Może nawet w tym pokoju! Musimy go poszukać, Franiu! Dla dobra naszych zmarzniętych brzegów!
Franek, choć trochę śpiący, był urodzonym odkrywcą. A poszukiwanie Najcieplejszego Przytulenia brzmiało jak przygoda! Ostrożnie wysunął nogi spod Pana Kocyka (co spotkało się z cichym protestem: „Hej, wracaj tu z tym ciepełkiem!”) i stanął na dywanie.
– Dobrze, Panie Kocyku. Gdzie szukamy najpierw? – szepnął Franek, biorąc kocyk na ręce.
– Hmmm… – zastanawiał się Pan Kocyk. – Najwięcej miękkości jest tam! – Wskazał (a przynajmniej Franek tak to zinterpretował) na fotel, na którym piętrzyła się góra pluszaków.
Franek poczłapał do fotela. Był tam wielki, brązowy Miś Stefan, Krokodyl Zygmunt z jednym okiem i cała gromada mniejszych stworzeń. Franek delikatnie otulił Pana Kocyka wokół Misia Stefana.
– No i jak? – spytał z nadzieją.
Pan Kocyk przez chwilę milczał. – Futro… dużo futra – mruknął w końcu. – Miękko, przyznaję. Ale to nie to. Trochę pachnie herbatnikami. I nie oddaje uścisku. To bardziej… opieranie się. Nie, to nie jest Najcieplejsze Przytulenie.
Franek ostrożnie zdjął Pana Kocyka z misia. – To może książki? W książkach są ciepłe historie.
Podkradli się do półki z książkami. Stały tam grube tomy bajek i cieńsze opowieści o dinozaurach. Franek owinął Pana Kocyka wokół największej księgi, „Baśni Tysiąca i Jednej Nocy”.
– I co teraz? – szepnął Franek.
– Kanciaste – stwierdził Pan Kocyk po chwili namysłu. – Bardzo mądre, te książki, ale przytulają rogami. I papier jest jakiś taki… chłodny. Zdecydowanie nie to, czego szukamy. Chyba że to przytulenie dla intelektualistów, a ja jestem prostym kocykiem spragnionym ciepełka.
Franek westchnął. Gdzie mogło być to legendarne przytulenie? Może schowało się w najciemniejszym kącie?
– Pod łóżko! – zdecydował Franek.
Uzbrojony w małą latarkę, wsunął się pod łóżko, ciągnąc za sobą Pana Kocyka. Snop światła omiótł krainę kurzu i zapomnianych skarbów.
– O, patrz! – zawołał Franek. – Kurzowe potworki! – Małe kłębki kurzu wyglądały w świetle latarki jak puchate stworki. – I zgubiona skarpetka! Taka samotna.
Franek podniósł skarpetkę w zielone paski. Była trochę smutna i zdecydowanie pojedyncza.
– Może ona ma to przytulenie? – zapytał, owijając wokół niej róg Pana Kocyka.
– Biedactwo – zaszemrał Pan Kocyk. – Zimna i samotna jak palec bez rękawiczki zimą. Sama potrzebuje przytulenia, a nie je daje. Musimy ją kiedyś uratować i znaleźć jej parę, ale to nie jest źródło Najcieplejszego Przytulenia.
Wyczołgali się spod łóżka. Franek zaczynał już ziewać. Jego oczy same się zamykały. Spojrzał na ciepły kaloryfer pod oknem.
– A może tam? Kaloryfer jest zawsze ciepły – powiedział.
Pan Kocyk spojrzał z zainteresowaniem. – Logiczne! Źródło ciepła! Tam musi być sekret!
Franek ostrożnie położył Pana Kocyka na podłodze tuż przy ciepłym kaloryferze. Nie za blisko, żeby się nie przegrzał.
– I jak? – zapytał, ziewając szeroko.
Pan Kocyk poleżał chwilę. – Ciepło… oj, ciepło – przyznał. – Ale to takie… suche ciepło. Jak na pustyni. I trochę metaliczne. Grzeje, ale nie otula. Nie reaguje. Nie, Franiu, to wciąż nie to.
Franek był już naprawdę zmęczony. Wgramolił się z powrotem do łóżka. Przyciągnął do siebie Pana Kocyka, otulił się nim szczelnie, od stóp aż po samą brodę. Przytulił go mocno do piersi.
Nagle Pan Kocyk znieruchomiał. Przestał marudzić. Poczuł miarowe bicie małego serduszka Franka. Poczuł jego ciepły oddech na swoich gwiazdkach. Poczuł, jak małe rączki obejmują go mocno i bezpiecznie.
– Franek… – szepnął Pan Kocyk tak cicho, że tylko serce mogło usłyszeć. – Och…
Franek, już na granicy snu, wymamrotał: – Znalazłeś je, Panie Kocyku? To najcieplejsze?
Pan Kocyk wtulił się jeszcze bardziej w chłopca. Czuł się idealnie ciepło, idealnie bezpiecznie.
– Tak, Franiu – odpowiedział miękko. – Znalazłem. Najcieplejsze Przytulenie na Świecie… jest właśnie tutaj. W twoich ramionach. Zawsze tu było. Tylko ja, stary maruda, musiałem zwiedzić cały pokój, żeby to zrozumieć.
Franek uśmiechnął się przez sen. Objął swojego przyjaciela jeszcze mocniej. W pokoju panowała cisza, przerywana tylko spokojnym oddechem chłopca i cichym szmerem Pana Kocyka, który wreszcie znalazł swoje idealne ciepełko.
I tak spali, Franek i Pan Kocyk, otuleni Najcieplejszym Przytuleniem na Świecie, aż do samego rana.