Księżyc świeci, a sny czekają... Babcia Zofia ma dla Ciebie kolejną opowieść! 🌙✨ Miłego czytania tej Bajka na dobranoc.
Pan Guzik był guzikiem niezwykłym. Nie jakimś tam zwykłym, plastikowym guzikiem od koszuli taty, o nie! Był to guzik perłowy, lśniący delikatnie, przyszyty do najukochańszej piżamy małego Janka.
Janek uwielbiał tę piżamę w rakiety i gwiazdy, a Pan Guzik był jej najważniejszym elementem – tym tuż przy szyi. Czuł się przez to bardzo ważny, niemal jak kapitan statku kosmicznego, który pilnuje, by szyja Janka była bezpieczna i ciepła przez całą noc.
Każdego wieczoru, gdy Janek zakładał piżamę, Pan Guzik dumnie prężył swoją perłową pierś. Słuchał bajek czytanych przez mamę, czuł łaskotanie, gdy Janek chichotał, i delikatne drgania, gdy chłopiec zasypiał, marząc o podróżach międzyplanetarnych.
Jednak pewnej nocy stało się coś nieoczekiwanego. Nić, która trzymała Pana Guzika tak pewnie przez wiele nocy, poluzowała się. Może od częstego prania, a może od Janka wiercącego się we śnie?
Tak czy inaczej, w środku najgłębszego snu Janka, Pan Guzik poczuł dziwne szarpnięcie, a potem… swobodne spadanie! Leciał przez chwilę w ciemności, aż wylądował z cichym stuknięciem na czymś miękkim.
Otworzył swoje wyimaginowane guzikowe oczka. Wokół panowała ciemność, przerywana jedynie cienką smugą światła wpadającą z góry. A w oddali… coś okrągłego i puszystego jaśniało bladym blaskiem. Wyglądało zupełnie jak Księżyc!
„Och!” – pomyślał Pan Guzik z ekscytacją. – „Nitka musiała być liną cumowniczą! Puściła, a ja jestem teraz w rakiecie! Lecę na Księżyc, tak jak rakiety na piżamie Janka!”
Rozejrzał się po swoim „statku kosmicznym”. Było tu trochę ciasno i pachniało dziwnie – trochę kurzem, trochę drewnem, a trochę… zapomnianymi skarpetkami?
Nagle potknął się o coś długiego i metalicznego.
„A cóż to za kosmiczny pręt?” – mruknął pod nosem.
„Pręt? Ja nie jestem żadnym prętem!” – zaskrzeczał głosik obok. – „Jestem Spinaczka Biurowa. Kiedyś spinałam ważne dokumenty, a teraz… medytuję nad sensem zagięcia.”
Pan Guzik przyjrzał się uważniej. Rzeczywiście, obok niego leżał powyginany spinacz do papieru, lśniący matowo w półmroku.
„Spinaczka? W rakiecie?” – zdziwił się Pan Guzik. – „Czy ty też lecisz na Księżyc?”
Spinaczka wygięła się w zamyśleniu. „Księżyc? Nie sądzę. Myślę, że jesteśmy w Archiwum Zapomnianych Myśli. Tutaj trafiają wszystkie rzeczy, które kiedyś były ważne, a potem o nich zapomniano. Jak ten pomysł na wiersz, który spinałam…”
Pan Guzik nie bardzo rozumiał. „Ale tam jest Księżyc!” – upierał się, wskazując na puszystą kulę w oddali. – „Musimy tam dotrzeć!”
Ruszył przed siebie, ostrożnie stąpając po nierównym dnie „rakiety”. Po chwili usłyszał cichy szloch.
Za stertą czegoś, co wyglądało jak kolorowe nitki, siedziała… Zgubiona Skarpetka. Była smutna, samotna i miała dziurkę na palcu.
„Buuuu… Gdzie jest mój braciszek? Byliśmy parą! Zawsze razem w pralce, zawsze razem na nodze… A teraz… jestem tu sama!” – łkała Skarpetka.
„Nie płacz, Skarpetko!” – pocieszył ją Pan Guzik. – „Jesteś na pokładzie rakiety! Lecimy na Księżyc! Może twój brat bliźniak też tam jest?”
Skarpetka przetarła oczy brzegiem ściągacza. „Księżyc? Myślałam, że to Brama do Innego Wymiaru Skarpetek… Ale Księżyc brzmi ciekawie! Czy są tam inne zagubione skarpetki?”
„Na pewno!” – zapewnił Pan Guzik, choć nie miał o tym pojęcia. – „Chodź z nami!”
Do ich małej ekspedycji dołączyła więc Zgubiona Skarpetka, pociągając nosem (choć nosa nie miała).
Nagle coś błysnęło im pod nogami. Była to Moneta Jednogroszowa, leżąca awersem do dołu.
„Też mi odkrycie” – burknęła Moneta, gdy Pan Guzik ją podniósł. – „Kolejni zagubieni. Wszyscy tu jesteśmy zagubieni. Wypadłem z kieszeni, potoczyłem się i tyle. Żadnego Księżyca, żadnych wymiarów. Tylko kurz i zapomnienie.”
„Jesteś bardzo cyniczną monetą” – zauważyła Spinaczka.
„A ty jesteś powyginanym kawałkiem drutu” – odparła Moneta. – „Idźcie sobie na ten wasz Księżyc, ja tu poczekam na koniec świata albo na odkurzacz.”
Pan Guzik zignorował malkontenta. Cel był już blisko! Puszysta, blada kula wydawała się coraz większa.
W końcu dotarli. „Księżyc” był miękki i pokryty szarym pyłem. Pan Guzik odchrząknął.
„Witaj, Królu Księżyca!” – zawołał uroczyście. – „Przybyliśmy z odległej galaktyki Piżamy, by złożyć ci hołd!”
Kula zadrżała. A potem…
„Aaaa-psik!!!”
Ogromne kichnięcie wzbiło w powietrze tumany kurzu. Pan Guzik, Spinaczka i Skarpetka zaczęli kaszleć i machać łapkami (lub tym, co je zastępowało).
Okazało się, że „Księżyc” to był po prostu wielki Kłębek Kurzu, który spał sobie spokojnie w kącie.
„Król Księżyca ma katar?” – zdziwiła się Skarpetka.
„To nie Księżyc… To tylko…” – zaczął Pan Guzik, czując, jak jego marzenia o kosmicznej podróży pękają niczym mydlana bańka.
Nagle cała „rakieta” zadrżała. Jasne światło wlało się do środka, oślepiając wszystkich na chwilę. Ogromna dłoń sięgnęła do wnętrza.
„Gdzie jest mój ulubiony samochodzik?” – usłyszeli głos Janka.
Dłoń przesuwała różne przedmioty – stare kredki, zepsuty zegarek, właśnie tę Monetę Jednogroszową… Aż w końcu palce Janka natrafiły na Pana Guzika.
„O! Mój guziczek! Tutaj jesteś!” – ucieszył się Janek. – „Mama cię przyszyje z powrotem!”
Pan Guzik poczuł, jak unosi się w powietrze, opuszczając ciemną szufladę. Spojrzał w dół na Spinaczkę, Skarpetkę i kichający Kłębek Kurzu. Zobaczył też Monetę, która chyba mrugnęła do niego porozumiewawczo.
Następnego dnia Pan Guzik znów dumnie lśnił na piżamie Janka, bezpiecznie przyszyty nową, mocną nicią.
Był szczęśliwy, że wrócił na swoje miejsce. Ale czasami, gdy Janek już spał, Pan Guzik spoglądał w stronę szafki nocnej.
Szuflada była tylko szufladą. Wiedział o tym. Ale dla niego na zawsze pozostała statkiem kosmicznym, w którym przeżył swoją wielką podróż na „Księżyc”. I uśmiechał się na wspomnienie powyginanej Spinaczki, smutnej Skarpetki i kichającego Kłębka Kurzu. To była jego mała, guzikowa tajemnica.