Pan Borsuk i Jego Nocne Czyszczenie Księżyca

Pan Borsuk i Jego Nocne Czyszczenie Księżyca

Księżyc świeci, a sny czekają... Babcia Zofia ma dla Ciebie kolejną opowieść! 🌙✨ Miłego czytania tej Bajka na dobranoc.

Pan Borsuk był borsukiem bardzo statecznym i poważnym.

Mieszkał w przytulnej norce pod korzeniami starego dębu i cenił sobie porządek ponad wszystko.

Jego futerko zawsze było starannie wyczesane, a ścieżki wokół norki zamiecione tak czysto, że można by z nich jeść poziomki (choć Pan Borsuk tego nie polecał).

Pewnego wieczoru, gdy słońce schowało się już za horyzontem, a na niebie zaczęły pojawiać się pierwsze gwiazdy, Pan Borsuk wyszedł przed swoją norkę, aby zaczerpnąć świeżego powietrza.

Spojrzał w górę i zmarszczył swój borsuczy nos.

Księżyc, który właśnie wschodził, wydawał mu się jakiś… przybrudzony.

„Hmm,” mruknął pod nosem. „Wygląda, jakby ktoś go dotykał lepkimi łapkami. Albo jakby kurz osiadł na nim przez cały dzień.”

Pan Borsuk nie mógł znieść myśli, że coś tak ważnego jak Księżyc, który oświetlał nocą cały las, mogłoby być brudne.

„To niedopuszczalne!” stwierdził stanowczo. „Ktoś musi coś z tym zrobić.”

A ponieważ Pan Borsuk był borsukiem czynu, postanowił, że tym kimś będzie on sam.

Wrócił do norki i zaczął przygotowania. Znalazł najdłuższy kij, jaki miał. Na jego końcu umocował kępkę miękkiego mchu, idealną do polerowania.

W małym listku nazbierał kropel porannej rosy, która została mu z poprzedniego dnia – najlepszy naturalny środek czyszczący.

„No, teraz jestem gotów,” oznajmił sam do siebie, poprawiając na nosie swoje małe okularki (których tak naprawdę nie potrzebował, ale dodawały mu powagi).

Ruszył w stronę najwyższego wzgórza w lesie. Wiedział, że stamtąd będzie miał najlepszy widok i może, tylko może, uda mu się dosięgnąć Księżyca.

Wdrapał się na szczyt, sapiąc lekko. Stanął na palcach, wyciągnął kij z mchem najwyżej jak mógł i… machnął.

Mech przeleciał daleko od Księżyca.

„Och, doprawdy!” fuknął Pan Borsuk. „Jest wyżej, niż myślałem.”

Spróbował podskoczyć, ale borsuki nie są stworzone do wysokich skoków. Kij znów tylko przeciął powietrze.

Nagle usłyszał ciche pohukiwanie.

„Hoo, hoo, Panie Borsuku, co też Pan wyprawia o tej porze?”

Na gałęzi pobliskiego drzewa siedziała Pani Sowa, mrugając swoimi wielkimi, mądrymi oczami.

„Dobry wieczór, Pani Sowo,” odparł Pan Borsuk, lekko zawstydzony. „Próbuję wyczyścić Księżyc. Wydaje mi się strasznie zakurzony.”

Pani Sowa przechyliła głowę. „Wyczyścić… Księżyc?” powtórzyła powoli, a w jej głosie słychać było ledwo skrywane rozbawienie. „Panie Borsuku, obawiam się, że Księżyc jest troszeczkę… za daleko. Nawet dla tak długiego kija.”

„Ale porządek musi być!” upierał się Pan Borsuk.

„Oczywiście, oczywiście,” zgodziła się Pani Sowa dyplomatycznie. „Życzę powodzenia.” I odleciała bezszelestnie w mrok.

Pan Borsuk już miał się poddać, gdy usłyszał szybkie tupanie.

Na wzgórze wbiegł Zając Szarak, energiczny jak zawsze.

„Co się dzieje, Panie Borsuku? Wygląda Pan, jakby próbował łapać gwiazdy na wędkę!” zaśmiał się.

„Nie na wędkę, tylko na kij z mchem,” poprawił go Pan Borsuk. „I nie gwiazdy, tylko Księżyc. Chcę go wyczyścić.”

Zając Szarak podrapał się za uchem. „Wyczyścić Księżyc… Hmm, wysoko! Ale mam pomysł! Widziałem takie duże, sprężyste grzyby na polanie. Może jakby Pan na takim podskoczył?”

Pan Borsuk spojrzał sceptycznie, ale Zając był tak entuzjastyczny, że postanowił spróbować. Zeszli na polanę, znaleźli wielkiego borowika i Pan Borsuk ostrożnie na niego wszedł.

„Teraz skacz!” zawołał Zając.

Pan Borsuk wziął zamach i… skoczył. Grzyb ugiął się lekko, a Pan Borsuk wylądował z powrotem na ziemi z głuchym tąpnięciem. Kij wypadł mu z łapek.

„No cóż,” westchnął Zając. „To chyba nie zadziałało. Ale próbować warto!” I popędził dalej w swoich zającowych sprawach.

Pan Borsuk usiadł na trawie, czując się trochę głupio. Spojrzał na Księżyc, który teraz świecił jasno na środku nieba. Nadal wydawał mu się lekko zamglony.

Nagle poczuł delikatne szarpnięcie za nogawkę.

Spojrzał w dół i zobaczył Małą Myszkę, która patrzyła na niego swoimi koralikowymi oczkami.

„Panie Borsuku, dlaczego jest Pan smutny?” zapytała cichutko.

„Bo chciałem wyczyścić Księżyc, ale jest za daleko,” westchnął Pan Borsuk.

Mała Myszka spojrzała w górę na Księżyc, a potem na kałużę pozostałą po niedawnym deszczu, która lśniła niedaleko.

„A może… może wyczyści Pan ten Księżyc?” pisnęła, wskazując łapką na odbicie w wodzie.

Pan Borsuk zamrugał. Podszedł do kałuży. Rzeczywiście, w gładkiej tafli wody odbijał się idealnie okrągły, jasny Księżyc.

„Genialne!” zawołał Pan Borsuk, aż Myszka podskoczyła. „Dlaczego sam na to nie wpadłem?”

Ostrożnie wziął swój kij z mchem. Delikatnie zanurzył mech w kropelkach rosy, które wciąż miał w listku. A potem, z największą precyzją, zaczął polerować powierzchnię kałuży, tuż nad odbiciem Księżyca.

Usuwał pyłki, listki i wszelkie drobne zanieczyszczenia z wody.

Gdy skończył, cofnął się o krok.

Odbicie Księżyca w kałuży było teraz idealnie czyste, jasne i lśniące. Wyglądało nieskazitelnie.

„No!” powiedział z dumą Pan Borsuk. „Teraz Księżyc jest czysty jak łza. Dobra robota.”

Mała Myszka zapiszczała z radości.

Pan Borsuk spojrzał jeszcze raz na prawdziwy Księżyc na niebie. Czyżby teraz świecił jaśniej? Być może.

A może po prostu Pan Borsuk był zadowolony, że zaprowadził porządek, nawet jeśli tylko w kałuży.

Podziękował Małej Myszce za wspaniały pomysł, zabrał swój kij i ruszył z powrotem do swojej przytulnej norki.

Tej nocy spał wyjątkowo dobrze, śniąc o lśniących, czystych księżycach i idealnie zamiecionych leśnych ścieżkach. A gdzieś w lesie, Pani Sowa i Zając Szarak uśmiechali się pod nosem na myśl o borsuku, który postanowił zrobić nocne porządki na niebie.

Leave a Comment

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *