Księżyc świeci, a sny czekają... Babcia Zofia ma dla Ciebie kolejną opowieść! 🌙✨ Miłego czytania tej Bajka na dobranoc.
Na wielkim, lśniącym blacie w kuchni, tuż obok głośnego tostera i pękatego chlebaka, mieszkał sobie pewien Okruszek Chleba. Nie był to byle jaki okruszek – o nie! Ten Okruszek miał wielkie marzenie.
Nazywał się Okruszek, bo, cóż, był okruszkiem. Małym, trochę twardawym, często niezauważanym. Codziennie patrzył, jak wielkie, miękkie kromki chleba znikają w brzuchach ludzi, a on? On co najwyżej mógł liczyć na podróż miotłą do kosza.
„Ach,” wzdychał Okruszek, gdy nikt nie patrzył. „Gdybym tylko mógł być miękki i przytulny jak… jak ta gąbka do naczyń! Albo jak ta puchata ściereczka! Ludzie by mnie przytulali, opierali na mnie głowy…”
Marzył o byciu poduszką. Malutką, okruszkową poduszeczką, która przynosiłaby ulgę i komfort.
Jego jedynym przyjacielem był Bzyczek – energiczna mucha, która zawsze miała tysiąc pomysłów na minutę i latała zygzakami, jakby piła za dużo soku z cukrem.
„Poduszką?” zabzyczał Bzyczek pewnego popołudnia, krążąc wokół Okruszka. „Ależ ty jesteś twardy jak kamyczek po tygodniu na słońcu! Poduszki są miękkie, puszyste, jak chmurki!”
„Wiem,” westchnął Okruszek, czując się jeszcze mniejszy niż zwykle. „Ale może… może gdzieś istnieje sposób? Może jest jakaś Miękka Kraina, gdzie nawet okruszki stają się puszyste?”
Bzyczek zatarł swoje małe musze łapki. „Miękka Kraina! Co za pomysł! Musimy ją znaleźć! To będzie przygoda!”
Nagle z cienia pod ekspresem do kawy dobiegł ich zaspany, chropowaty głos.
„Miękka Kraina? Bzdury,” wymamrotało Ziarnko Kawy imieniem Ziutek. Ziutek był stary, trochę zgorzkniały, ale widział w kuchni więcej niż ktokolwiek inny. Spał przez większość dnia, ale miał uszy (a raczej swoje ziarenkowe wgłębienia) szeroko otwarte.
„Nie słuchaj go, Okruszku!” bzyknął Bzyczek. „Ruszamy na poszukiwania!”
I tak rozpoczęła się wielka wyprawa przez kuchenny blat. Dla małego Okruszka i Bzyczka była to podróż przez gigantyczny, nieznany ląd.
Najpierw musieli ominąć Śliskie Jezioro Zlewu, gdzie woda kapała jak zdradliwy deszcz. Potem wspinali się na Wielki Kanion Między Blatami, gdzie Okruszek prawie sturlał się w czeluść.
Bzyczek latał w tę i z powrotem, dodając Okruszkowi otuchy. „Już prawie! Czuję zapach miękkości w powietrzu!” (Chociaż tak naprawdę czuł tylko zapach przypalonego tosta).
Gdy przechodzili obok ekspresu, Ziutek uchylił jedno „oko”. „Pamiętajcie,” mruknął. „Miękkość nie zawsze jest tym, co widać. Czasem to coś, co się robi.”
Okruszek i Bzyczek spojrzeli na siebie zdziwieni, ale nie mieli czasu się zastanawiać. Przed nimi rozciągała się Pustynia Parapetu.
A tam, w rogu, za doniczką z ziołami, zobaczyli coś niesamowitego. Kłęby szarego, miękkiego puchu. Koty kurzu!
„To tutaj!” zawołał Okruszek. „Miękka Kraina! Udało się!”
Z radością wtoczył się w największy kłębek kurzu. Ale… to wcale nie było przyjemne. Kurz łaskotał go niemiłosiernie i wcale nie był tak przytulny, jak sobie wyobrażał. Był suchy i trochę… brudny.
Okruszek poczuł wielkie rozczarowanie. Usiadł na skraju kurzowego kłębowiska, a jego marzenie o byciu poduszką prysło jak bańka mydlana.
Nagle usłyszeli cichutkie piszczenie. Pisk dochodził z kąta za doniczką.
Ostrożnie podeszli bliżej. Wciśnięta w kąt siedziała malutka Mysia Polna. Trzęsła się z zimna i strachu. Pewnie wślizgnęła się do ciepłej kuchni, szukając schronienia przed nocnym chłodem.
Myszka wyglądała na bardzo samotną i przestraszoną w tym wielkim, obcym miejscu.
Okruszek spojrzał na myszkę, potem na Bzyczka. Przypomniał sobie słowa Ziutka: „Miękkość to czasem coś, co się robi.”
Może i był tylko małym, twardym okruszkiem. Nie mógł być poduszką. Ale może… może mógł dać tej myszce coś innego? Coś, co tylko on mógł zaoferować?
Powoli, bardzo powoli, Okruszek podtoczył się bliżej drżącej myszki. Nie powiedział ani słowa. Po prostu był obok.
Bzyczek, rozumiejąc bez słów, zaczął cichutko bzyczeć. Nie jak irytująca mucha, ale jak delikatna kołysanka.
Myszka przestała się trząść. Spojrzała na Okruszka wielkimi, czarnymi oczkami. Potem, bardzo ostrożnie, przysunęła się bliżej, jakby mały, twardy okruszek był czymś znajomym i bezpiecznym w tym dziwnym świecie.
Okruszek poczuł ciepło rozchodzące się w jego wnętrzu. To nie było ciepło tostera ani słońca na parapecie. To było ciepło płynące z pomagania komuś innemu.
Myszka wtuliła się w kłębek kurzu, opierając swój mały pyszczek tuż obok Okruszka. Zasnęła, uspokojona jego obecnością i cichym bzyczeniem Bzyczka.
Okruszek zrozumiał. Nie musiał być fizycznie miękki, żeby dać komuś poczucie miękkości i bezpieczeństwa. Wystarczyło, że był. Że okazał serce.
Spędzili tak całą noc. Gdy pierwsze promienie słońca zajrzały przez okno, myszka obudziła się, otrzepała i z cichym piskiem wdzięczności pomknęła z powrotem na dwór.
Okruszek i Bzyczek, zmęczeni, ale szczęśliwi, wrócili na swój blat. Ziutek spał pod ekspresem, ale Okruszek miał wrażenie, że jedno jego „oko” mrugnęło porozumiewawczo.
Okruszek Chleba już nie marzył o byciu poduszką. Wiedział, że nawet będąc małym, twardym okruszkiem, można wnieść do świata wiele ciepła i komfortu. Trzeba tylko chcieć się tym podzielić.