Mały Teatrzyk za Powiekami Basi

Mały Teatrzyk za Powiekami Basi

Księżyc świeci, a sny czekają... Babcia Zofia ma dla Ciebie kolejną opowieść! 🌙✨ Miłego czytania tej Bajka na dobranoc.

Basia leżała w swoim łóżku, mięciutkim jak pianka w ptasim mleczku.

Na dworze księżyc świecił jak wielka, srebrna latarenka, a gwiazdy migotały niczym rozsypane brokatowe drobinki.

Wszyscy już spali. Mama spała, tata spał, nawet pluszowy miś Burek, wtulony obok Basi, pochrapywał cichutko.

Tylko Basia nie spała.

Oczy miała otwarte szeroko jak spodki pod filiżanką babci. Liczyła chmurki na suficie (namalowane!), liczyła gwiazdki za oknem, liczyła nawet własne paluszki u nóg, łaskocząc je delikatnie.

Nic nie pomagało. Sen nie przychodził.

Westchnęła cichutko i zamknęła oczy mocno, tak mocno, aż zobaczyła za powiekami małe, tańczące iskierki.

Ale zaraz… Co to? Iskierek było coraz więcej, układały się w dziwne kształty. Jakby… jakby ktoś zapalał maleńkie światełka.

Nagle, tuż przed jej zamkniętymi oczami, rozbłysła miniaturowa scena! Zrobiona była jakby z najdelikatniejszego aksamitu w kolorze nocnego nieba, a kurtyna utkana z cieniutkich niteczek babiego lata.

Na scenie krzątał się mały, nerwowy jegomość w za dużym fraku. Miał śmieszne, druciane okularki na nosie i ciągle mrugał powiekami, jakby chciał odgonić niewidzialną muszkę.

„Światła! Gdzie są światła?” wołał piskliwym głosikiem, machając energicznie rękami. „Migotki, kochane, troszkę jaśniej! Pani Ziewalska zaraz wychodzi!”

Drobniutkie, błyszczące punkciki – chyba właśnie te Migotki – zawirowały w powietrzu, rzucając na scenę łagodne, senne światło.

Zza kulis wyłoniła się postać ubrana w długą, powłóczystą koszulę nocną w gwiazdki. Ziewała tak szeroko, że Basia mogła zajrzeć jej prawie do gardła.

„Ach, panie dyrektorze Mrugalski,” ziewnęła przeciągle Pani Ziewalska. „Czy… zzzzziew… musimy dzisiaj?”

Pan Mrugalski aż podskoczył. „Jak to: czy musimy?! Mamy widownię! Trzeba zagrać kołysankę! Najpiękniejszą, najbardziej usypiającą kołysankę świata!”

Basia zachichotała cichutko pod kołdrą. Widownia? Czyżby mówił o niej?

„No dobrze, dobrze…” wymamrotała Pani Ziewalska, przecierając zaspane oczy. „Ale gdzie jest Chrapek? Potrzebuję delikatnego szumu wiatru…”

„Chrapek!” zawołał Pan Mrugalski. „Chrapku, pobudka! Twoje wejście!”

Z kąta sceny dobiegło głośne… CHRRRR-PFFF!

Siedział tam mały, okrąglutki stworek, przypominający skrzyżowanie chomika z poduszką. Spał w najlepsze, a jego brzuszek unosił się i opadał w rytm głośnego chrapania.

„Och, na wszystkie poduszki świata!” załamał ręce Pan Mrugalski. „Znowu zasnął na posterunku! Migotki, obudźcie go delikatnie!”

Migotki podfrunęły do Chrapka i zaczęły go łaskotać swoimi iskiereczkami. Stworek zamruczał przez sen, przewrócił się na drugi bok i… CHRRRRR!

Basia parsknęła śmiechem, zasłaniając usta dłonią.

Pani Ziewalska westchnęła ciężko i postanowiła zacząć bez akompaniamentu.

Stanęła na środku sceny, wzięła głęboki wdech (który prawie zamienił się w kolejne ziewnięcie) i zaczęła śpiewać cichutkim, melodyjnym głosem:

„Luli, luli, laj… gwiazdki mrużą… zzzzzzz… oczka…”

Urwała w połowie, bo znowu musiała ziewnąć, tym razem tak potężnie, że aż zatrzęsła się cała scenografia.

Pan Mrugalski złapał się za głowę. „Pani Ziewalska! Skupienie! To ma być kołysanka, a nie konkurs na najgłośniejsze ziewnięcie!”

„Przepra… zzzzziew… szam,” wybąkała aktorka, wachlując się ręką.

Nagle Chrapek, zbudzony chyba zamieszaniem, otworzył jedno oko. Zobaczył Panią Ziewalską na scenie i przypomniał sobie o swoich obowiązkach.

Chciał zrobić delikatny szum wiatru, ale był jeszcze na wpół śpiący. Zamiast tego, z jego ust wydobył się dźwięk przypominający… bulgotanie w brzuchu po zjedzeniu zbyt wielu jagód.

BULGU, BULGU, GURRRR.

Pani Ziewalska spojrzała na niego z wyrzutem. Pan Mrugalski schował twarz w dłoniach.

A Basia? Basia chichotała tak bardzo, że aż bolał ją brzuszek. Ten teatrzyk był najzabawniejszą rzeczą, jaką widziała!

Migotki próbowały ratować sytuację. Zaczęły wirować szybciej, rozsypując wokół złocisty, senny pyłek. Pyłek opadał na scenę, na aktorów, na Chrapka…

Pan Mrugalski przestał nerwowo mrugać. Jego powieki stały się ciężkie.

Pani Ziewalska ziewnęła ostatni raz, ale tym razem było to ziewnięcie ciche, delikatne, prawie jak westchnienie.

Chrapek, otulony złotym pyłkiem, zaczął chrapać cichutko i rytmicznie. CHRAP… chrap… chrap… To było nawet całkiem przyjemne.

Mały teatrzyk za powiekami Basi powoli cichł. Aktorzy, zmęczeni próbą i obsypani sennym pyłkiem, zasypiali na swoich miejscach.

Światełka Migotek stawały się coraz bledsze, bardziej rozmyte.

Basia poczuła, jak jej własne powieki robią się ciężkie, przyjemnie ciężkie. Delikatne chrapanie Chrapka i ciche ziewnięcia Pani Ziewalskiej działały lepiej niż jakakolwiek kołysanka.

Uśmiechnęła się lekko. „Dobranoc, Senkowi Aktorzy,” szepnęła w myślach.

I zanim ostatnia iskierka zgasła na maleńkiej scenie za jej powiekami, Basia odpłynęła w głęboki, spokojny sen, pełen zabawnych, aksamitnych kurtyn i cichutkiego chrapania.

Leave a Comment

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *