Mała Latarka Lucyna, Która Bała Się... Światła?

Mała Latarka Lucyna, Która Bała Się… Światła?

Księżyc świeci, a sny czekają... Babcia Zofia ma dla Ciebie kolejną opowieść! 🌙✨ Miłego czytania tej Bajka na dobranoc.

W najgłębszej, najciemniejszej i najbardziej zagraconej szufladzie starej komody mieszkała sobie Lucyna.

Lucyna nie była zwykłym mieszkańcem szuflady. O nie! Była nowiutką, błyszczącą, czerwoną latarką kieszonkową.

Pachniała jeszcze plastikiem i fabryką, a jej szkiełko było tak czyste, że odbijało się w nim wszystko jak w miniaturowym lustereczku.

Lucyna była bardzo podekscytowana. Wiedziała, do czego służy. Słyszała opowieści od Starego Klucza, który leżał obok i pamiętał czasy, gdy otwierał drzwi do spiżarni pełnej konfitur.

„Ach, światło!” wzdychał Klucz. „To wspaniała rzecz. Rozprasza mrok, pokazuje drogę, pomaga znaleźć zagubione skarby!”.

Lucyna słuchała z zapartym tchem. Zagubione skarby! Pokazywanie drogi! Czuła, jak w jej wnętrzu drzemie potężna moc – moc światła.

Obok Klucza podskakiwała nerwowo Gumka Recepturka. „Tak, tak! Światło! Ale też czasem oślepia! Pamiętam, jak kiedyś strzeliłam prosto w oko takiemu jednemu… oj, było krzyku!”.

Lucyna trochę się speszyła. Oślepia? Krzyk? To nie brzmiało już tak przyjemnie.

Leżała też tam Bateria Zapominalska, która miała być zapasowa, ale ciągle zapominała, do czego. „Światło? A co to takiego? Czy to się je?”.

Lucyna westchnęła. Mieszkańcy szuflady byli… cóż, specyficzni.

Ale ona była inna. Była Latarką! Czekała na swój wielki moment.

I w końcu nadszedł.

Pewnego wieczoru szuflada otworzyła się z głośnym skrzypnięciem. Do środka wsunęła się dłoń Małego Człowieka.

Lucyna poczuła, jak jej małe, plastikowe serduszko zaczyna bić szybciej.

Dłoń delikatnie ją podniosła. To było to! Jej chwila!

Mały Człowiek obrócił ją w palcach i… PSTYK!

Coś kliknęło w środku Lucyny i nagle… Jasność! Oślepiająca, potężna, niespodziewana jasność wystrzeliła z jej szkiełka!

Ale zamiast poczuć dumę i radość, Lucyna poczuła… strach!

„Aaaaa! Co to?! Zgaście to!” – chciała krzyknąć, ale latarki przecież nie mówią.

Światło, które sama stworzyła, było takie jasne, takie mocne, że aż ją przestraszyło. Odbiło się od ścian pokoju, rozświetliło kurz unoszący się w powietrzu, pokazało każdy zakamarek.

To było… za dużo!

Lucyna zadrżała w dłoni Małego Człowieka.

Na szczęście Mały Człowiek chyba też był zaskoczony jej reakcją (a może po prostu sprawdził, czy działa) i szybko nacisnął przycisk.

PSTYK!

Ciemność powróciła. Uff.

Dłoń odłożyła Lucynę z powrotem do szuflady, która zamknęła się z cichym stuknięciem.

Lucyna leżała w mroku, cała roztrzęsiona. Jej własne światło ją przeraziło!

„Co się stało?” zapytał Stary Klucz, pobrzękując lekko.

„O-o-oślepiające!” wyjąkała Lucyna. „To było… okropne! Tak jasno!”.

Gumka Recepturka podskoczyła. „A nie mówiłam?! Światło bywa zdradliwe! Może lepiej zostać w szufladzie? Tu jest ciemno i przytulnie”.

„A co było jasne? Czy to było smaczne?” wymamrotała Bateria Zapominalska.

Lucyna poczuła się bardzo nieszczęśliwa. Jak może być latarką, skoro boi się własnego światła? To przecież niedorzeczne! To tak, jakby ptak bał się latać, albo ryba bała się wody.

Przez kilka następnych dni Lucyna udawała, że śpi, gdy tylko szuflada się otwierała. Wolała bezpieczny mrok od tego przerażającego blasku.

Ale pewnej nocy usłyszała płacz.

To był Mały Człowiek. Coś się stało.

Szuflada znów się otworzyła. Dłoń gorączkowo szukała czegoś w środku.

„Gdzie ona jest? Potrzebuję światła!” – szeptał głosik Małego Człowieka. „Mój miś spadł pod łóżko, a tam jest tak ciemno!”.

Serce Lucyny znów zabiło mocniej. Miś! Pod łóżkiem! W ciemności!

Dłoń znalazła Lucynę. Podniosła ją.

Lucyna poczuła znajomy strach. Zaraz znów będzie to okropne, jasne światło…

Ale usłyszała też cichy szloch Małego Człowieka.

„Odwagi, maleńka,” szepnął Stary Klucz z głębi szuflady. „Pokaż, co potrafisz!”.

„Tylko nie świeć mu w oczy!” pisnęła Gumka Recepturka.

„Czy miś jest smaczny?” zapytała Bateria.

Lucyna wzięła głęboki, latarkowy oddech.

PSTYK!

Światło znów wystrzeliło. Było jasne, tak, bardzo jasne. Ale tym razem Lucyna nie zamknęła oczu (gdyby je miała).

Skierowała swój promień pod łóżko.

I tam, w kręgu jej własnego światła, leżał zagubiony, pluszowy miś.

„Jest! Znalazłem go!” krzyknął radośnie Mały Człowiek. Sięgnął po misia, mocno go przytulił, a potem pogłaskał Lucynę.

„Dziękuję ci, mała latarko. Jesteś bardzo dzielna”.

Dzielna? Lucyna poczuła dziwne ciepło w środku. Jej światło nie było straszne. Było pomocne! Rozproszyło mrok i przyniosło radość.

PSTYK!

Mały Człowiek zgasił Lucynę i położył ją na szafce nocnej, tuż obok łóżka.

Tej nocy Lucyna nie wróciła do ciemnej szuflady. Zasnęła w delikatnym półmroku pokoju, czując się… ważna. I trochę dumna.

Może światło nie było takie złe? Może trzeba się było do niego po prostu przyzwyczaić? A może najpiękniejsze było nie samo światło, ale to, co można było dzięki niemu zrobić?

Lucyna uśmiechnęła się (w latarkowy sposób). Czekało ją jeszcze wiele przygód. I już wiedziała, że następnym razem, gdy zaświeci, nie będzie się bać. Bo bycie latarką, nawet taką, która trochę boi się światła, to całkiem fajna sprawa.

Zostaw komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *