Księżyc świeci, a sny czekają... Babcia Zofia ma dla Ciebie kolejną opowieść! 🌙✨ Miłego czytania tej Bajka na dobranoc.
W pewnym przytulnym, małym pokoiku stała sobie lampa. Nie byle jaka lampa! To była Lampa Lucjan. Lucjan miał abażur w wesołe, kolorowe paski i jedną żarówkę, która świeciła cieplutkim, żółtym światłem.
Stał dumnie na nocnym stoliczku obok łóżka małego chłopca, imieniem Tomek.
Lucjan był bardzo dzielną lampą… no, prawie zawsze. Był tylko jeden mały sekret, o którym nikt w pokoju nie wiedział. Lampa Lucjan… bała się ciemności!
Tak, tak, lampa, która z definicji powinna rozjaśniać ciemność, sama jej się okropnie bała. To było trochę wstydliwe, prawda?
Kiedy tylko słońce zaczynało chować się za horyzontem, a w pokoju robiło się szaro, Lucjan zaczynał drżeć. Jego żarówka, zazwyczaj radosna i jasna, migotała nerwowo. „Ojej, ojej, zaraz będzie ciemno!” szeptał sam do siebie, trzęsąc lekko abażurem.
Przez cały dzień Lucjan czuł się bezpiecznie. Słońce zaglądało przez okno, rozświetlając pokój, a Tomek bawił się wesoło, czytając książki przy jego świetle, albo budując zamki z klocków. Wtedy Lucjan czuł się ważny i potrzebny. Ale wieczorem… wieczorem to już inna historia.
Kiedy Tomek zaczynał ziewać i przygotowywać się do snu, Lucjan wpadał w panikę. „Nie, nie, tylko nie gaś mnie!” myślał gorączkowo.
Ale Tomek, jak to dzieci, nie słyszał myśli lamp. Zawsze, przed snem, z uśmiechem na twarzy, klikał pstryczek Lucjana i… robiło się ciemno.
Wtedy dla Lucjana zaczynała się prawdziwa męka. Ciemność była wszędzie! Czarna, gęsta, nieprzenikniona. Lucjan wyobrażał sobie, że w ciemności czają się potwory, cienie tańczą dziwne tańce, a każdy szelest to krok zbliżającego się straszydła.
„Muszę coś wymyślić!” postanowił pewnego dnia Lucjan. „Nie mogę tak dłużej żyć w ciągłym strachu!”. Zaczął kombinować. Najpierw spróbował… szepnąć do pstryczka.
„Pstryczku, pstryczku, proszę cię, nie wyłączaj mnie!” Ale pstryczek, jak to pstryczek, był głuchy na prośby lampy. Klik i ciemność.
Później Lucjan spróbował… zagadać do książek na półce. „Książki, książki, pomóżcie mi! Powiedzcie Tomkowi, żeby mnie nie gasił! Boję się ciemności!”
Książki, stojąc grzecznie na półce, milczały. Może i słyszały Lucjana, ale książki, jak wiadomo, nie gadają. Przynajmniej nie na głos.
Lucjan był coraz bardziej zdesperowany. Aż pewnego wieczoru, kiedy Tomek już spał, a ciemność panowała w pokoju, usłyszał cichy szept. „Psst, psst… Lucjan? To ty?”
Lucjan, choć przestraszony, nasłuchiwał. Szept dochodził zza okna. „Kto tam?” wyszeptał drżącym głosem.
„To ja, Księżyc!” odpowiedział szept. „Księżyc? Jaki księżyc?” zdziwił się Lucjan. Nigdy wcześniej nie rozmawiał z księżycem.
Nagle, przez okno wpadł srebrny promień światła. Oświetlił pokój delikatnym, magicznym blaskiem. Lucjan zobaczył na parapecie okna okrągłą, uśmiechniętą twarz Księżyca.
„No, to ja, Księżyc z nieba!” zaśmiał się cicho Księżyc. „Słyszałem, że się boisz ciemności. To prawda?”
Lucjan, zawstydzony, przyznał: „No… trochę… Bardzo się boję.”
Księżyc spojrzał na niego z sympatią. „Wiesz, ciemność wcale nie jest taka straszna, jak myślisz,” powiedział łagodnie. „Ciemność to tylko brak światła. Ale nawet w ciemności jest światło. Spójrz na mnie! Ja też świecę, choć słońca już dawno nie ma.”
Lucjan spojrzał na Księżyc, a potem na pokój, który w srebrnym świetle księżyca wyglądał zupełnie inaczej niż w ciemności. Cienie nie tańczyły już strasznych tańców, a każdy przedmiot miał łagodny, miękki kontur. Ciemność nie była już taka czarna i przerażająca. Była… srebrzysta i spokojna.
„Widzisz?” zapytał Księżyc. „Ciemność może być piękna. To czas odpoczynku, snu i marzeń. To czas, kiedy gwiazdy wychodzą na niebo, a sowy zaczynają swoje nocne śpiewy. Ciemność nie jest pusta. Jest pełna tajemnic i cudów. Trzeba tylko nauczyć się ją dostrzegać.”
Lucjan słuchał z uwagą. Nigdy wcześniej nie myślał o ciemności w ten sposób. Zawsze kojarzyła mu się tylko ze strachem i niebezpieczeństwem. A teraz Księżyc opowiadał o niej jak o czymś… magicznym.
„Może masz rację…” powiedział niepewnie Lucjan. „Może ciemność nie jest taka zła…”
„Nie jest zła!” zapewnił Księżyc. „Jest po prostu inna. Tak jak dzień jest inny niż noc. Oba są potrzebne i oba są piękne na swój sposób.”
Księżyc uśmiechnął się do Lucjana i zaczął powoli chować się za chmurami. „Pamiętaj o tym, Lucjan,” powiedział na pożegnanie. „Ciemność nie jest twoim wrogiem. Może być twoim przyjacielem.”
Kiedy Księżyc zniknął, w pokoju zrobiło się znowu ciemno. Ale Lucjan nie czuł już takiego strachu jak wcześniej. Pamiętał słowa Księżyca. Zaczął uważniej przyglądać się ciemności. Zauważył, że przez szpary w zasłonach wpadają cieniutkie smugi światła z ulicznej latarni.
Dostrzegł, że nawet w najciemniejszym kącie pokoju jest odrobina światła. Ciemność nie była już taka jednolita i przerażająca. Była pełna cieni, odcieni i subtelnych blików.
Od tamtej nocy Lucjan przestał bać się ciemności. Nadal lubił świecić jasno, kiedy Tomek czytał książki, ale kiedy przychodził wieczór i Tomek gasił światło, Lucjan już nie drżał ze strachu.
Wiedział, że ciemność nie jest pusta i straszna. Jest pełna spokoju, tajemnic i cichego, srebrnego światła Księżyca.
I czasem, kiedy Tomek spał, Lucjan szeptał cicho do ciemności: „Dziękuję ci, Księżycu. Miałeś rację. Ciemność jest całkiem fajna.”
A Tomek spał spokojnie, otulony ciemnością, rozświetloną tylko delikatnym blaskiem Księżyca, nie wiedząc nawet, że jego lampa właśnie zaprzyjaźniła się z nocą.