Księżyc świeci, a sny czekają... Babcia Zofia ma dla Ciebie kolejną opowieść! 🌙✨ Miłego czytania tej Bajka na dobranoc.
Kuba był chłopcem z nosem wciąż wścibskim, jak mały myszek, i oczami, które chłonęły świat niczym gąbka wodę. Miał siedem lat i jedną, wielką miłość – pierogi babci Zosi.
Babcia Zosia była mistrzynią pierogów. Z mięsem, z serem, z kapustą i grzybami, nawet ze słodkimi jabłkami na deser!
Ale te najbardziej magiczne, to były pierogi z tajemniczym farszem, o których nikt nie wiedział, co dokładnie zawierają, oprócz tego, że smakowały jak marzenie.
Pewnego popołudnia, Kuba, jak zwykle z nosem przyklejonym do szyby drzwi kuchennych, obserwował babcię Zosię przy pracy.
Babcia, z fartuszkiem w kwiatki i mąką na policzku, ugniatała ciasto. Z kuchni unosił się zapach gotowanych ziemniaków i smażonej cebulki. Kuba wiedział, że to dzień pierogów, a jego brzuszek już zaczynał burczeć z radości.
Babcia Zosia nuciła wesołą melodię, a jej ręce sprawnie formowały idealne kółka z ciasta. Kuba zauważył, że babcia wyjęła z szafki małą, kryształową buteleczkę.
Nigdy wcześniej jej nie widział. Była wypełniona płynem, który mienił się w słońcu jak tęcza zamknięta w szkle. Babcia dodała kilka kropel tego płynu do farszu, zamieszała i uśmiechnęła się tajemniczo.
„Co to, babciu?” – zapytał Kuba, wsuwając się do kuchni, gdy tylko babcia odwróciła się, by sięgnąć po garnek.
„A, to… to sekretny składnik,” – mrugnęła babcia, nie zdradzając więcej. „Dzięki niemu pierogi są… wyjątkowe.”
Wyjątkowe? Kuba był jeszcze bardziej ciekawy. Sekretny składnik! Co to mogło być? Czy to sok z jednorożca? A może łzy smoka? Jego wyobraźnia zaczęła pracować na pełnych obrotach.
Babcia Zosia zaczęła napełniać ciasto farszem i lepić pierogi. Kuba siedział na stołku i patrzył z zapartym tchem. Nagle, babcia musiała wyjść na chwilę do spiżarni.
To była jego szansa! Kuba zeskoczył ze stołka i cichutko podszedł do miski z farszem. Chciał tylko powąchać ten tajemniczy płyn, nic więcej.
Wyciągnął palec i delikatnie dotknął farszu. „Hm, pachnie… trochę jak kwiatki? I trochę… słodko?” – myślał na głos. Potem, nie mogąc się powstrzymać, bardzo malutko spróbował.
„Mmm, pyszne!” – wyszeptał. Ale jeden malutki spróbowanie to za mało, prawda? Jeszcze jeden, maleńki, tylko dla pewności…
I tak, zanim się zorientował, Kuba spróbował farszu jeszcze kilka razy. Może nie był to „bardzo malutki” raz, ani dwa. Może… no dobrze, trochę więcej niż kilka. W każdym razie, w misce farszu zrobiło się małe zagłębienie.
Wtedy babcia wróciła. „Kuba, co ty robisz?” – zapytała z uśmiechem, ale w jej głosie było też lekkie zdziwienie.
Kuba, z mąką na nosie i farszem wokół ust, speszył się. „Ja… ja tylko… sprawdzałem, czy jest dobre,” – wymamrotał, czując, jak jego policzki robią się czerwone jak buraki.
Babcia Zosia zaśmiała się serdecznie. „No dobrze, mały kucharzu. Ale teraz lepiej pomóż mi lepić, zanim wszystkie pierogi nam uciekną!”
„Uciekną?” – Kuba zmarszczył nos. Pierogi nie uciekają. Przecież to tylko ciasto i farsz.
Ale wtedy… wtedy stało się coś dziwnego. Babcia Zosia ułożyła pierwszą partię pierogów na desce. I nagle, jeden z pierogów… zadrżał. Potem drugi. A potem… pierwszy pieróg uniósł się w powietrze!
Kuba wytrzeszczył oczy. Pieróg lewitował! Najpierw powoli, potem coraz wyżej, krążąc nad stołem jak mały, pulchny balonik.
„Ojej!” – krzyknęła babcia Zosia, śmiejąc się głośno. „Wygląda na to, że dodałam za dużo… magicznego składnika!”
Teraz wszystkie pierogi na desce zaczęły unosić się w powietrze. Najpierw powoli, nieśmiało, a potem z coraz większą pewnością siebie. Latające pierogi! W kuchni zapanował prawdziwy pierogowy chaos.
Pierogi wirowały pod sufitem, krążyły wokół lampy, a nawet zaczęły robić małe, pierogowe piruety. Kuba śmiał się do rozpuku, a babcia Zosia, choć trochę zmartwiona, nie mogła powstrzymać śmiechu.
„No, Kuba, pomóż mi je złapać!” – powiedziała babcia, chwytając trzepaczkę do jajek jak siatkę na motyle.
Rozpoczęło się pierogowe polowanie. Kuba i babcia biegali po kuchni, skakali, wyciągali ręce, próbując złapać latające przysmaki.
Pierogi były sprytne! Unikały trzepaczki, przelatywały pod rękami, a jeden nawet zaczepił się o nos babci Zosi, powodując wybuch śmiechu.
Po długiej i zabawnej pogoni, większość pierogów udało się złapać. Kilka, niestety, wylądowało za szafką i trzeba było je tam zostawić na później.
Ale miska była znowu pełna, choć teraz pierogi już nie latały. Wyglądało na to, że magia, choć potężna, była też… trochę nietrwała.
Babcia Zosia ugotowała pierogi i podała je Kubie na talerzu. „No, spróbuj teraz, mały łasuchu,” – powiedziała z uśmiechem.
Kuba zjadł pieroga z apetytem. Był pyszny, jak zawsze. Może nawet trochę… lżejszy? Jakby unosił się w ustach.
„Babciu,” – powiedział Kuba, przełykając kęs. „Te pierogi są… latająco pyszne!”
Babcia Zosia mrugnęła okiem. „Wiem, kochanie, wiem. Sekretny składnik działa cuda.”
Kuba uśmiechnął się szeroko. Może i spróbował trochę farszu za dużo, ale dzięki temu przeżył niesamowitą pierogową przygodę.
I nauczył się, że babcine pierogi, nawet bez latania, są po prostu najlepsze na świecie. A sekretny składnik? Może kiedyś babcia mu go zdradzi. A może nie. Czasami, sekrety są równie pyszne jak pierogi, prawda?
Tego wieczoru, Kuba zasnął z brzuchem pełnym pysznych, choć już nielatających, pierogów i z głową pełną latających pierogowych marzeń.
I wiedział jedno – jutro znowu pójdzie z nosem przyklejonym do szyby drzwi kuchennych, bo w kuchni babci Zosi, magia była zawsze na wyciągnięcie ręki… albo, w tym przypadku, na wyciągnięcie trzepaczki! Dobranoc.