Księżyc świeci, a sny czekają... Babcia Zofia ma dla Ciebie kolejną opowieść! 🌙✨ Miłego czytania tej Bajka na dobranoc.
Gdzieś wysoko, wysoko ponad dachami domów i koronami drzew, mieszkała sobie Mama Luna.
Była duża, okrągła i miała tysiące małych, srebrzystych dzieci – księżycowych promyczków.
Każdej nocy, gdy Słońce chowało się za horyzontem, Mama Luna i jej promyczki wypływały na niebo, by oświetlać świat delikatnym blaskiem.
Tańczyły między gwiazdami, zaglądały do okien śpiących dzieci i opowiadały sobie ciche, nocne historie.
Ale był wśród nich jeden promyczek, wyjątkowo ciekawski. Nazywał się Błysk.
Błysk uwielbiał noc, gwiazdy i swoją Mamę Lunę, ale zawsze zastanawiał się, co dzieje się na Ziemi, gdy oni idą spać.
„Mamo,” pytał Błysk niemal każdego ranka, gdy ich blask zaczynał blednąć. „Co tam jest na dole, kiedy świeci Słońce? Czy jest tak samo cicho i spokojnie?”
Mama Luna uśmiechała się łagodnie.
„Dzień jest inny, Błysku. Jest jasny, głośny i pełen ruchu. To czas dla innych stworzeń. My musimy odpocząć, by mieć siłę na kolejną noc.”
Ale Błysk nie był przekonany. „Chciałbym to zobaczyć! Chociaż raz!”
Pewnego ranka, gdy pierwsze promienie Słońca zaczęły malować niebo na różowo i złoto, a inne promyczki już ziewały i wtulały się w Mamę Lunę, gotowe zniknąć aż do wieczora, Błysk postanowił.
Schował się chytrze za puszystym, różowym obłoczkiem, który wyglądał jak wata cukrowa.
Udawał, że też zasypia, ale przez cały czas podglądał jednym świetlistym oczkiem.
Mama Luna i reszta rodzeństwa zniknęli powoli, jak gasnące świeczki.
Błysk został sam. I wtedy wzeszło Słońce!
„Ojej!” pisnął cichutko Błysk. „Jakie to wielkie i… żółte! I jakie jasne!”
Musiał zmrużyć swoje świetliste oczka, bo blask Słońca był o wiele mocniejszy niż delikatne światło Mamy Luny.
Ostrożnie wyjrzał zza obłoczka. Świat na dole wyglądał zupełnie inaczej!
Wszystko było kolorowe – trawa była soczyście zielona, kwiaty miały tysiące barw, a niebo było intensywnie niebieskie.
„Niesamowite!” pomyślał Błysk i postanowił zlecieć niżej, żeby przyjrzeć się wszystkiemu z bliska.
Zobaczył wielkie pole pełne ogromnych, żółtych kwiatów, które wszystkie patrzyły w stronę Słońca.
„Och! To pewnie małe słoneczka!” zachwycił się Błysk. „Chcą być takie jak to duże na górze!”
Podleciał do jednego z kwiatów, który myślał, że jest małym słoneczkiem. Był to oczywiście słonecznik.
„Hej! Małe Słoneczko!” zawołał Błysk swoim cichym, srebrzystym głosikiem. „Ładnie tu u was w dzień, ale strasznie jasno!”
Słonecznik ani drgnął. Stał nieruchomo, wpatrzony w prawdziwe Słońce.
„Trochę niegrzeczny,” pomyślał Błysk. „Może mnie nie słyszy, bo Słońce tak hałasuje swoim blaskiem?”
Pofrunął dalej. Nagle usłyszał głośne „Bzzzzzzz!”.
Coś małego, żółto-czarnego, przemknęło tuż obok niego z ogromną prędkością.
„Stój! Co to było?” zawołał Błysk, próbując nadążyć.
Była to pszczółka, nazwijmy ją Bzyczka, która spieszyła się od kwiatka do kwiatka, zbierając nektar.
„Bzzzz! Z drogi! Pracuję!” zabzyczała Bzyczka, nawet nie zwalniając.
„Ale co ty robisz? I dlaczego tak się spieszysz?” pytał Błysk, zdziwiony tym całym zamieszaniem.
„Zbieram pyłek! Robię miód! Nie mam czasu na pogaduszki! Bzzzz!” I Bzyczka zniknęła w kielichu kolejnego kwiatu.
„Dziwne te dzienne stworzenia,” mruknął Błysk. „Wszyscy się tak spieszą i krzyczą.”
Lecąc dalej, nie zauważył cienkich, prawie niewidocznych niteczek rozpiętych między gałązkami krzewu.
Wplątał się w coś lepkiego i delikatnego.
„Ojej! Co to? Sieć zrobiona z gwiazd?” zdziwił się Błysk, próbując się wydostać.
Nagle z listka obok wyszedł pająk. Nie był duży, ale wyglądał na bardzo niezadowolonego. Nazwijmy go Stefan.
„A cóż to za świetliste coś plącze mi się w sieci?” zapytał Stefan, marszcząc swoje liczne oczka. „Nie wyglądasz jak mucha.”
„Bo ja nie jestem mucha! Jestem Błysk, księżycowy promyczek!” wyjaśnił Błysk. „A twoja sieć jest bardzo… lepka.”
Pająk Stefan westchnął ciężko.
„Księżycowy promyczek w biały dzień? Pierwsze słyszę. No nic, nie psuj mi pajęczyny.”
Stefan ostrożnie, acz z wyraźnym zniecierpliwieniem, zaczął rozplątywać delikatne niteczki wokół Błyska.
„Dziękuję, panie Pająku,” powiedział Błysk, gdy był już wolny.
„Tak, tak, leć już sobie, świetliczku, i uważaj, gdzie fruwasz,” mruknął Stefan i wrócił do swoich spraw.
Błysk poczuł się nagle bardzo zmęczony. Słońce grzało coraz mocniej, a on, przyzwyczajony do chłodnej nocy, czuł, jak jego blask słabnie.
Wszystko wokół było takie głośne – ptaki śpiewały na całe gardło, pszczoły bzyczały, gdzieś w oddali zaszczekał pies.
Zatęsknił za spokojem nocy, za cichym szeptem gwiazd i łagodnym blaskiem Mamy Luny.
„Mama miała rację,” pomyślał Błysk. „Dzień jest ciekawy, ale… to nie jest mój czas.”
Usiadł na listku koniczyny i czekał. Czekał, aż Słońce zacznie chować się za horyzontem.
Gdy niebo znów zaczęło zmieniać kolory na pomarańczowy, różowy i fioletowy, Błysk poczuł przypływ sił.
Spojrzał w górę i zobaczył delikatną, srebrzystą poświatę. Mama Luna budziła się!
Zebrał resztki sił i poleciał w górę, najszybciej jak potrafił.
„Mamo! Mamo, wróciłem!” zawołał, wtulając się w jej znajomy, chłodny blask.
Mama Luna objęła go delikatnie.
„Witaj z powrotem, mój mały ciekawski Błysku. I jak podobał ci się dzień?” zapytała z łagodnym uśmiechem.
„Był… bardzo jasny, bardzo głośny i wszyscy się spieszyli,” odpowiedział Błysk. „Widziałem małe słoneczka, które nie chciały rozmawiać, pędzącą Bzyczkę i trochę zrzędliwego pana Pająka.”
Opowiedział Mamie Lunie o całej swojej przygodzie.
„Ale wiesz co, Mamo?” dodał na koniec, ziewając szeroko. „Noc jest o wiele piękniejsza. I spokojniejsza. Nasza noc.”
„Każdy ma swój czas i swoje miejsce, Błysku,” powiedziała Mama Luna. „Teraz jest nasz czas, by świecić.”
Błysk, zmęczony, ale szczęśliwy, że jest z powrotem w domu, zatańczył razem z innymi promyczkami wśród gwiazd, zaglądając do okien śpiących dzieci.
I już nigdy więcej nie próbował zostać na dzień. Wiedział, że jego miejsce jest w cichej, srebrzystej nocy, u boku Mamy Luny.