Księżyc świeci, a sny czekają... Babcia Zofia ma dla Ciebie kolejną opowieść! 🌙✨ Miłego czytania tej Bajka na dobranoc.
W kolorowym piórniku Antka panował gwar jak co wieczór.
Kredki szykowały się do snu po całym dniu rysowania.
Czerwonka Karmazyna, jak zwykle najważniejsza, polerowała sobie czubek o filcową wyściółkę piórnika.
Niebieski Błękitek nucił cichutko kołysankę o chmurkach.
Zielony Groszek chrapał delikatnie, śniąc o soczystych łąkach.
A Żółty Słonecznik opowiadał Czarnemu Węgielkowi dowcip o bananie, który poszedł do lekarza.
Nagle wieczorny spokój przerwał cichy szelest.
Zamek piórnika rozsunął się i do środka wpadło coś nowego.
Coś długiego, gładkiego i… zupełnie bezbarwnego.
„Ojej! Nowa koleżanka!” zawołał Żółty Słonecznik, zawsze pełen entuzjazmu.
Kredki otoczyły nową przybyszkę.
Była to kredka, owszem. Miała papierową owijkę, jak one wszystkie.
Ale tam, gdzie powinna mieć kolor – była przezroczysta jak kropla wody albo kawałek lodu.
„Jakiego jesteś koloru?” spytała Czerwonka Karmazyna, marszcząc lekko papierową etykietkę.
Nowa kredka zamrugała niepewnie (gdyby kredki miały oczy, na pewno by zamrugała).
„Nazywam się Klementyna,” szepnęła. „A… a koloru chyba nie mam.”
Zapadła cisza. Kredki spojrzały po sobie.
„Jak to nie masz koloru?” zdziwił się Zielony Groszek, przestając chrapać. „Każda kredka ma jakiś kolor. Ja jestem zielony jak trawa!”
„A ja niebieski jak niebo w południe!” dodał Błękitek.
„A ja jestem najważniejsza, to znaczy czerwona!” poprawiła się szybko Karmazyna.
Klementyna poczuła się bardzo nieswojo. Jak woskowa kropelka w morzu barw.
„Może jesteś srebrna? Albo biała jak śnieg?” próbował zgadnąć Słonecznik.
Ale Klementyna nie była ani srebrna, ani biała. Była po prostu… przezroczysta.
Następnego dnia Antek otworzył piórnik.
„Narysuję dzisiaj wiatr!” oznajmił z zapałem.
Wziął Niebieskiego Błękitka i narysował niebo. Potem Zielonym Groszkiem dodał drzewa.
Ale jak narysować wiatr?
Antek podrapał się w głowę.
„Wiatr przecież nie ma koloru…” mruknął.
Kredki w piórniku też się zastanawiały.
„Może szare zawijasy?” zaproponował Czarny Węgielek.
„Albo białe smugi?” podsunął pomysł Błękitek.
Nagle Klementyna poczuła dziwne mrowienie w swoim woskowym wnętrzu.
Coś pchało ją do przodu.
Delikatnie wysunęła się spomiędzy innych kredek.
Antek zauważył ją.
„A co to?” zdziwił się, podnosząc przezroczystą kredkę. „Nigdy cię nie widziałem.”
Zaciekawiony, przyłożył Klementynę do kartki.
Klementyna poczuła, jak jej czubek ślizga się po papierze.
Zaczęła rysować.
Nie zostawiała koloru, żadnej barwy.
Ale zostawiała coś innego.
Lekko błyszczący, woskowy ślad.
Kręciła zawijasy wokół drzew narysowanych przez Groszka.
Tworzyła niewidzialne linie, które uginały gałęzie i marszczyły trawę.
Antek patrzył z otwartymi ustami.
„O rany!” wykrzyknął. „Teraz naprawdę widać, jak wieje wiatr! Te twoje linie… one pokazują ruch!”
Pochylił kartkę pod światło. Błyszczące ślady Klementyny ożywiły rysunek.
Kredki w piórniku zaniemówiły z wrażenia.
„Niesamowite!” szepnął Błękitek.
„Ona narysowała… niewidzialne!” zdumiał się Groszek.
Klementyna poczuła ciepło w miejscu, gdzie powinna mieć kolor.
Zrozumiała.
Nie musiała mieć barwy, żeby być ważna.
Ona potrafiła rysować to, czego nie widać.
Kilka dni później Antek rysował nocny obrazek.
Narysował księżyc (przy pomocy Żółtego Słonecznika z odrobiną białej farbki) i gwiazdy.
Narysował śpiącego kota (Czarnym Węgielkiem).
„Chciałbym, żeby było widać, jak cicho jest w nocy,” westchnął Antek.
„Ale jak narysować ciszę?”
Kredki spojrzały na Klementynę.
Ona już wiedziała, co robić.
Antek wziął ją do ręki.
Klementyna delikatnie otoczyła śpiącego kota miękkimi, spokojnymi liniami.
Nie krzykliwymi zawijasami jak przy wietrze, ale łagodnymi łukami.
Stworzyła wokół niego aurę spokoju.
Woskowy ślad na papierze zdawał się tłumić wszystkie dźwięki.
„Tak!” ucieszył się Antek. „Teraz czuć tę ciszę! Jakby cały świat wstrzymał oddech.”
Położył Klementynę z powrotem do piórnika.
Tym razem nikt nie pytał, jakiego jest koloru.
„Wybacz, że na początku cię nie doceniłam,” powiedziała Czerwonka Karmazyna, lekko zawstydzona.
„Jesteś wyjątkowa,” dodał Niebieski Błękitek.
Klementyna uśmiechnęła się (woskowo, ale szczerze).
Była Kredką Klementyną, tą, która nie miała koloru.
Ale za to potrafiła narysować wiatr, ciszę, a może nawet… uczucie?
Ciekawe, co jeszcze uda jej się narysować jutro?
Zasypiając w ciepłym piórniku, między kolorowymi przyjaciółmi, Klementyna czuła się szczęśliwa.
Była inna, ale właśnie ta inność była jej supermocą.
Potrafiła pokazać świat, którego nie da się zobaczyć zwykłymi oczami.