Księżyc świeci, a sny czekają... Babcia Zofia ma dla Ciebie kolejną opowieść! 🌙✨ Miłego czytania tej Bajka na dobranoc.
Krecik Bazyli obudził się pewnego ranka z bardzo ważnym krecim uczuciem.
Nie było to uczucie głodu na dżdżownicę (choć to też było), ani chęci wykopania nowego, ekscytującego tunelu (co zdarzało mu się codziennie).
Nie, dzisiaj Bazyli poczuł, że jego dotychczasowe miejsce do spania, choć całkiem przytulne, po prostu… nie jest wystarczająco miękkie.
„Potrzebuję ziemi,” mruknął do siebie, przeciągając się swoimi krótkimi łapkami, „która będzie tak miękka jak brzuszek chmurki po deszczu. Tak delikatna jak pierwszy wiosenny mech. Najbardziej miękka ziemia w całym lesie!”
Z tą ambitną myślą, Bazyli poprawił swoje malutkie okularki na nosie (kreciki nie widzą najlepiej, ale Bazyli lubił wyglądać mądrze) i wyruszył na poszukiwania.
Najpierw wykopał tunel w kierunku starego dębu, gdzie mieszkała Pani Borsukowa. Była znana ze swojej praktyczności i doskonałych nor.
„Dzień dobry, Pani Borsukowa!” zawołał Bazyli, wychylając łepek z nowo powstałej dziury tuż przy jej wejściu.
Pani Borsukowa, która właśnie wietrzyła swoją pościel z liści, spojrzała na niego nieco podejrzliwie.
„Dzień dobry, Bazyli. Co cię sprowadza? Znowu zgubiłeś drogę do spiżarni z żołędziami?”
„Ależ skąd!” oburzył się lekko Bazyli. „Poszukuję najbardziej miękkiej ziemi do spania. Może Pani wie, gdzie taka się znajduje?”
Pani Borsukowa podrapała się za uchem. „Miękka ziemia, powiadasz… Hmmm. Spróbuj tam, głębiej, przy korzeniach. Tam ziemia jest żyzna, ciemna. Moje borsuczęta lubią tam kopać.”
Bazyli podziękował i zaczął kopać w wyznaczonym miejscu. Ziemia była rzeczywiście ciemna i wilgotna, ale… pełna twardych, splątanych korzeni.
„Auć! Mój nosek!” pisnął, uderzając w jeden z nich. „Trochę za twardo, Pani Borsukowa, jak na mój delikatny nosek! Dziękuję za radę!”
Ruszył dalej, kopiąc tunel w stronę słonecznej polany. Tam spotkał Wiewiórkę Kitkę, która z zapałem upychała orzechy w dziupli starej sosny.
„Cześć, Bazyli! Co kopiesz? Nową autostradę dla dżdżownic?” zapytała wesoło, przeskakując z gałęzi na gałąź.
„Witaj, Kitko! Szukam najmiększej ziemi do spania,” wyjaśnił Bazyli, otrzepując ziemię z futerka. „Może widziałaś gdzieś taką?”
Kitka przechyliła łepek. „Ziemi? A po co ci ziemia? Najlepiej śpi się w dziupli wyłożonej mchem! O, tutaj mam taką jedną, super mięciutką! Chodź, pokażę ci!”
Bazyli spojrzał w górę na wysoką sosnę, potem na swoje krótkie łapki. „Bardzo miło z twojej strony, Kitko, ale kreciki… no wiesz… nie za bardzo wspinają się na drzewa. I wolimy spać pod ziemią.”
Kitka roześmiała się. „Pod ziemią? Ależ mech jest taki puszysty! No dobrze, jak chcesz. Może zapytaj Jeża Ignacego? On zawsze szuka wygodnych miejsc.”
Bazyli podziękował i powędrował w stronę gęstych krzaków malin, gdzie mieszkał Jeż Ignacy. Zastał go właśnie starannie układającego kopczyk z suchych liści.
„Panie Ignacy, przepraszam, że przeszkadzam,” zaczął Bazyli. „Szukam najmiększej ziemi do spania. Może pan wie, gdzie mógłbym taką znaleźć?”
Jeż Ignacy spojrzał na niego znad sterty liści. „Najmiększa ziemia? Hmmm… A nie lepiej pod liśćmi? Ciepło, sucho… Zobacz, tu jest idealnie.”
Bazyli, trochę zdesperowany, spróbował wkopać się pod stertę liści Ignacego.
„Szszszszeleszczą!” pisnął, gdy suche liście zaszeleściły mu w uszach. „I kłują! Panie Ignacy, to trochę… szorstkie.”
Ignacy wzruszył kolczastymi ramionami. „Jak kto lubi. Ja tam śpię jak suseł.”
Bazyli westchnął. Był już trochę zmęczony i zniechęcony. Usiadł na skraju łąki pełnej kolorowych, polnych kwiatów.
Słońce przyjemnie grzało jego futerko. Zaczął bezmyślnie kopać łapką w ziemi tuż obok kępki stokrotek.
I wtedy to poczuł.
Ziemia tutaj była… inna. Niezwykle drobna, sypka, prawie jak piasek, ale jednocześnie wilgotna i miękka. Kopało się w niej bez najmniejszego wysiłku.
„Och!” szepnął zachwycony. „To jest to!”
Rozejrzał się. Zauważył, że w pobliżu jest mnóstwo małych dołków i śladów króliczych łapek. To tutaj dzikie króliki często bawiły się i kopały swoje norki. Ich ciągłe tupanie i skakanie przez lata sprawiło, że ziemia stała się niewiarygodnie delikatna.
Nagle usłyszał ciche „Huu-huu!”. Nad nim, na gałęzi starej wierzby, siedział Pan Sowa, właśnie budząc się na nocną wartę.
„Co tam odkryłeś, mały poszukiwaczu?” zapytał Pan Sowa swoim głębokim głosem.
Bazyli, podekscytowany, opowiedział mu o swojej misji i wspaniałym odkryciu.
Pan Sowa uśmiechnął się mądrze (na ile sowa potrafi się uśmiechnąć). „Widzisz, Bazyli? Czasami najlepsze miejsce znajduje się tam, gdzie najmniej się go spodziewasz. Albo tam, gdzie inni, nawet o tym nie wiedząc, pomogli je dla ciebie przygotować.”
Bazyli poczuł, że to bardzo mądre słowa. Zabrał się energicznie do kopania swojej nowej, wymarzonej sypialni w cudownie miękkiej ziemi, tuż obok pachnących kwiatów.
Była idealna. Miękka, przytulna, pachnąca łąką.
Zwinął się w kłębek, czując ogromną satysfakcję. Zamknął oczy, a powieki same mu opadły.
Zanim zasnął, pomyślał jeszcze, że poszukiwania były męczące, ale dzięki nim spotkał swoich przyjaciół i znalazł coś naprawdę wyjątkowego.
I zasnął głęboko, w najmiększej ziemi w całym lesie, śniąc o puszystych chmurkach, delikatnym mchu i śmiesznych wiewiórkach, które próbowały kopać norki pod ziemią.