Klocki Lego, Które Układały Się Do Snu

Klocki Lego, Które Układały Się Do Snu

Księżyc świeci, a sny czekają... Babcia Zofia ma dla Ciebie kolejną opowieść! 🌙✨ Miłego czytania tej Bajka na dobranoc.

Antoś był chłopcem, który kochał swoje klocki Lego bardziej niż pluszowego misia, rower, a nawet bardziej niż lody czekoladowe w upalny dzień.

Miał ich całe pudło, a może nawet dwa. Czerwone jak strażacki wóz, niebieskie jak letnie niebo, żółte jak słońce i zielone jak trawa na wiosnę. Były tam klocki duże jak cegły i malutkie jak paznokcie. Niektóre miały kółka, inne okienka, a jeszcze inne śmieszne, pochyłe daszki.

Każdego wieczoru, dokładnie między myciem zębów a opowieścią mamy na dobranoc, Antoś siadał na dywanie i tworzył.

Z klocków powstawały potężne zamki z zębatymi wieżami, z których mógł wyglądać wymyślony król.

Innym razem budował superszybkie samochody wyścigowe, które śmigały po dywanie z prędkością błyskawicy (oczywiście, gdy Antoś wydawał odpowiednie odgłosy: „Brum, brum!”).

A czasem tworzył dziwaczne, kosmiczne stwory z mnóstwem nóg i oczu w najdziwaczniejszych miejscach.

Jednak Antoś, mimo wielkiej miłości do klocków, miał pewien nawyk, który nie do końca podobał się… samym klockom.

Kiedy zza drzwi dobiegał głos mamy: „Antosiu, skarbie, pora do łóżeczka!”, chłopiec zrywał się na równe nogi, zostawiając swoje wspaniałe budowle – i wszystkie nieużyte klocki – dokładnie tam, gdzie upadły.

Na środku dywanu.

Klocki leżały więc w artystycznym nieładzie. Jeden na drugim, jakby grały w jakąś klockową piramidę. Inne samotnie turlały się pod łóżko albo chowały w ciemnym kącie za zasłoną.

Nikt, absolutnie nikt, nie podejrzewał, że klocki Lego Antosia były wyjątkowe.

Bo kiedy w pokoju gasło światło, a oddech Antosia stawał się miarowy i spokojny, klocki… ożywały.

Zaczynało się od cichutkich szeptów, które brzmiały jak delikatne stukanie plastiku o plastik.

„Aua, moja wypustka!” jęknął cicho mały, czerwony klocek 2×4, przygnieciony przez duży, niebieski element dachu. Ten czerwony klocek, dla przyjaciół Czerwonek, był bardzo towarzyski, ale nie lubił być przygniatany.

„Znowu na mnie leżysz, Kolosie!” szepnął z wyrzutem. „Jesteś ciężki jak słoń!”

Niebieski dach poruszył się lekko, wydając dźwięk przypominający ziewnięcie. „Wybacz, Czerwonek. Ale sam widzisz, jak nas Antoś zostawił. Gdzie miałem się podziać?”

„Wszędzie to samo,” westchnął płaski, zielony klocek, który przez pół wieczoru był trawnikiem przed zamkiem. „Rozrzucił nas jak… jak klocki! Zero szacunku dla naszej ciężkiej pracy.”

Po chwili wśród porozrzucanych elementów zapanował cichy gwar. Każdy miał coś do powiedzenia.

„Cały dzień byłem kołem od wyścigówki! Kręciło mi się w wypustkach!” poskarżył się czarny, okrągły klocek, który teraz leżał do góry nogami.

„A ja musiałem być głową tego dziwnego kosmity z trzema nosami!” dodał przezroczysty, okrągły element, który zazwyczaj był reflektorem w samochodzie.

„Leżenie na twardym dywanie jest takie niewygodne,” mruknął długi, żółty klocek. „Marzę o czymś miękkim.”

Wtedy Czerwonek, choć niewielki, stuknął swoją dolną krawędzią o dywan, żeby zwrócić na siebie uwagę. Stuk, stuk!

„Słuchajcie, przyjaciele! Mam dość!” powiedział głośniej, ale wciąż szeptem. „Mam genialny pomysł!”

Wszystkie klocki, które miały taką możliwość, zwróciły swoje wypustki w jego stronę. Nastała cisza przerywana tylko chrapaniem Antosia.

„Antoś nas kocha, to prawda. Dzięki niemu przeżywamy niesamowite przygody,” kontynuował Czerwonek. „Ale my też potrzebujemy odpoczynku! Prawdziwego odpoczynku!”

„Leżenie byle jak, jeden na drugim, to żadna frajda. A co, jeśli Antoś wstanie w nocy napić się wody i… i na nas nadepnie?”

Przez klockową społeczność przeszedł cichy jęk przerażenia. Wizja wielkiej, ludzkiej stopy spadającej na delikatne, plastikowe ciałko była najgorszym koszmarem każdego klocka Lego.

„Musimy coś z tym zrobić!” Czerwonek nabrał powietrza (o ile klocki mogą nabierać powietrza). „Zbudujmy sobie własne, wygodne łóżko! Takie, w którym będziemy mogli spać spokojnie!”

Pomysł wydał się rewolucyjny. Klocki zaczęły szeptać z podekscytowaniem.

„Genialne!”
„Czemu wcześniej na to nie wpadliśmy?”
„Ale jak?”

„Potrzebujemy dużej, płaskiej podstawy,” zarządził natychmiast duży, szary klocek-płyta, który często służył jako fundament pod budowle Antosia. „Ja mogę być materacem!”

„I musimy mieć ścianki, żeby nikt nie spadł podczas snu,” dodał długi, żółty klocek. „Ja i moi bracia możemy je zbudować.”

I tak zaczęła się Wielka Nocna Budowa Klockowego Łóżka.

Klocki zaczęły się ruszać. To nie było łatwe zadanie dla małych, kanciastych przedmiotów.

Musiały się turlać, przesuwać, a czasem podskakiwać, używając swoich wypustek jak małych nóżek.

Pokonanie wielkiej, pluszowej skarpety Antosia, porzuconej niedbale na dywanie, było jak wspinaczka na Mount Everest.

„Heeej, hop! Już prawie jestem!” krzyczały małe, pojedyncze klocki, wspinając się po miękkiej włóczce.

Inne, te większe, próbowały wspólnymi siłami przepchnąć szarą płytę-materac w bezpieczny, spokojny kącik pod biurkiem Antosia.

„Raz, dwa, trzy… pchamy!” sapał niebieski dach, zapierając się swoimi krawędziami.

Nagle rozległo się głośniejsze chrapnięcie Antosia, a potem ciche mruknięcie.

Błyskawicznie wszystkie klocki zamarły w bezruchu, udając zwykłe, nieruchome kawałki plastiku.

Cisza jak makiem zasiał.

Kiedy oddech chłopca znów stał się spokojny, klocki wróciły do pracy, ale tym razem poruszały się jeszcze ciszej, niemal bezszelestnie.

W końcu udało im się dotrzeć do celu – zacisznego miejsca pod biurkiem.

Tam, klocek po klocku, zaczęli wznosić swoje wymarzone legowisko.

Szara płyta leżała płasko na dywanie. Dookoła niej wyrosły niskie ścianki z żółtych, czerwonych i niebieskich klocków.

Kilka małych, przezroczystych klocków postawili na rogach – miały udawać lampki nocne.

A małe, okrągłe klocki 1×1 ułożyły się w rządku przy jednej ze ścianek, tworząc miękkie (w klockowym rozumieniu) poduszeczki.

Łóżko było gotowe. Było proste, ale przytulne i bezpieczne. Ich własne.

Jeden po drugim, zmęczone całodzienną zabawą i nocną budową klocki, wskakiwały do swojego nowego legowiska.

Układały się wygodnie, wypustka przy wypustce.

Czerwonek znalazł miłe miejsce obok zielonego, płaskiego klocka, który był jego przyjacielem.

„Ach, nareszcie,” westchnął z zadowoleniem, czując, jak przyjemnie jest leżeć równo obok innych. „Dobranoc wszystkim.”

„Dobranoc, Czerwonek,” odpowiedziały chórem inne klocki, zanim zapadły w głęboki, spokojny, klockowy sen.

Rano Antosia obudziły promienie słońca, które wpadały przez okno i tańczyły na jego twarzy. Przetarł oczy, ziewnął i spojrzał na dywan, gotowy do nowej zabawy.

Ale dywan był… pusty.

Ani śladu wczorajszego zamku, ani porozrzucanych klocków.

„Gdzie są moje klocki?” zdziwił się Antoś, marszcząc brwi. „Mama je posprzątała?”

Zeskoczył z łóżka i zaczął rozglądać się po pokoju.

Zajrzał pod łóżko. Nic, tylko trochę kurzu i zagubiony żołnierzyk.

Otworzył pudło na zabawki. Były tam misie, samochody, ale ani jednego klocka Lego.

Już miał zawołać mamę, gdy jego wzrok padł na miejsce pod biurkiem.

Podszedł bliżej i zobaczył coś tak niesamowitego, że aż otworzył buzię ze zdumienia.

Jego klocki Lego, wszystkie co do jednego, leżały równiutko ułożone w małej, prostokątnej konstrukcji, która do złudzenia przypominała łóżko.

Wyglądały, jakby naprawdę spały, wtulone w siebie.

Antoś zamrugał raz, potem drugi. Czy to sen? Czy jego klocki… same się ułożyły?

Podszedł jeszcze bliżej, na palcach, żeby ich nie obudzić (choć sam nie wiedział, dlaczego tak robi).

Delikatnie, koniuszkiem palca, dotknął Czerwonka. Klocek był lekko ciepły od słońca, które padało na niego przez szparę pod biurkiem.

Antoś cofnął rękę i nagle uśmiechnął się szeroko. Bardzo szeroko.

Nagle zrozumiał. Może nie do końca jak to zrobiły, ale zrozumiał dlaczego.

Jego ukochane klocki też potrzebowały odpoczynku po całym dniu bycia zamkiem, samochodem czy kosmitą. Potrzebowały swojego miejsca.

Tego wieczoru, kiedy Antoś skończył budować wspaniały statek piracki z wysokim masztem, nie zostawił go na środku dywanu.

Ostrożnie, klocek po klocku, rozebrał swoją konstrukcję.

A potem, z wielką delikatnością, ułożył wszystkie klocki w ich specjalnym „łóżku” pod biurkiem.

„Dobranoc, klocki,” szepnął, pochylając się nad nimi. „Śpijcie dobrze i miejcie kolorowe, klockowe sny.”

Od tego dnia Antoś zawsze, ale to zawsze, dbał o to, by jego klocki miały swoje wygodne miejsce do spania.

A klocki? Były najszczęśliwszymi i najbardziej wyspanymi klockami Lego na całym świecie.

Nie musiały już same budować sobie łóżek ani martwić się nocnym nadepnięciem.

Mogły spać spokojnie, wiedząc, że ich mały, pomysłowy budowniczy o nich pamięta.

I tylko czasem, jeśli ktoś bardzo, bardzo dobrze nadstawił ucha w środku nocy, mógł usłyszeć cichutkie, rytmiczne stukanie dobiegające spod biurka.

Brzmiało trochę jak… klockowe chrapanie.

Ale ciii… to była ich mała, nocna tajemnica.

Leave a Comment

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *