Księżyc świeci, a sny czekają... Babcia Zofia ma dla Ciebie kolejną opowieść! 🌙✨ Miłego czytania tej Bajka na dobranoc.
Głęboko w sercu omszałego lasu, gdzie paprocie rosły wysoko jak małe drzewka, a grzyby świeciły nocą delikatnym blaskiem, mieszkała mała stonoga Ula.
Ula była bardzo miłą i ciekawską stonogą, ale miała jeden mały, a właściwie całkiem spory problem – miała sto nóżek. No dobrze, może nie dokładnie sto, ale na pewno bardzo, bardzo dużo.
Każdego wieczoru, gdy słońce chowało się za drzewami, a świerszcze zaczynały swoje koncerty, Ula moszczyła się w swoim przytulnym łóżeczku z mchu pod korzeniem starego dębu.
Była zmęczona po całym dniu dreptania, zwiedzania leśnych ścieżek i witania się z mrówkami.
Ale sen nie przychodził łatwo.
„Muszę policzyć nóżki,” mruczała do siebie Ula, ziewając szeroko. „Tak jak owieczki. Tylko… nóżki.”
Zaczynała więc liczenie. „Jedna, druga, trzecia… Czwarta… Piąta…”
Nóżki Uli były naprawdę malutkie i bardzo do siebie podobne. A było ich tak wiele!
„Szósta… Siódma… A może to była ósma? Ojejku!” – Ula marszczyła swoje małe czułki.
Czasami gubiła rachubę, bo jedna nóżka przez przypadek dotknęła drugiej. Czasami zapominała, czy liczyła już prawą, czy lewą stronę.
„Dziewiętnaście, dwadzieścia… Dwadzieścia jeden… Zaraz, zaraz… czy ta nóżka nie machała mi przed chwilą? Niegrzeczna nóżka!” – fukała Ula, próbując utrzymać porządek w liczeniu.
Po dziesięciu minutach takiego liczenia, Ula była bardziej rozbudzona niż zmęczona. Nóżki zaczynały się jej plątać, a w głowie miała już tylko wielki, nóżkowy bałagan.
„To bez sensu!” – tupnęła (kilkoma nóżkami naraz, co zabrzmiało jak delikatny szelest). „Muszę kogoś poprosić o pomoc.”
Wysunęła się cichutko ze swojego domku. Noc była ciepła, a księżyc oświetlał leśną polanę.
Pierwszego spotkała Świerszcza Cyryla, który właśnie stroił swoje skrzypce na wieczorny koncert.
„Cyrylu, drogi Cyrylu!” – zawołała Ula. „Mam problem. Nie mogę zasnąć, bo nie potrafię policzyć swoich nóżek!”
Cyryl przerwał grę i spojrzał na Ulę swoimi wielkimi, okrągłymi oczami.
„Policzyć nóżki? Hmm, to ciekawe wyzwanie!” – zamyślił się. „Może moja muzyka pomoże? Zagram ci kołysankę liczoną!”
I Cyryl zaczął grać szybką, skoczną melodię, śpiewając: „Raz-dwa-trzy nóżka mała, cztery-pięć-sześć się schowała, siedem-osiem-dziewięć żwawo, dziesięć-jedenaście-dwanaście brawo!”
Ula próbowała liczyć w rytm muzyki, ale nóżki wirowały jej jak w tańcu. „Ojej, Cyrylu, to za szybko! Moje nóżki nie nadążają!”
Świerszcz wzruszył ramionami. „Przykro mi, Ulo. Może spróbuj czegoś spokojniejszego.”
Ula podziękowała i poszła dalej. Na listku koniczyny siedziała Biedronka Kropka, polerując swoje czerwone skrzydełka.
„Kropko, kochana, pomóż!” – poprosiła Ula. „Nie mogę zasnąć, bo gubię się w liczeniu nóżek.”
Kropka spojrzała na nią praktycznie. „Po co liczyć nóżki, Ulo? Po prostu zamknij oczy i śpij.”
„Ale ja muszę! Inaczej nie zasnę!” – upierała się Ula.
„No dobrze,” westchnęła Kropka. „To może policz moje kropki? Jest ich siedem. Łatwizna. Raz, dwa, trzy, cztery, pięć, sześć, siedem. Widzisz? Proste.”
„Ale to nie moje nóżki…” – zasmuciła się Ula. „Twoje kropki są bardzo ładne, Kropko, ale to nie to samo.”
Idąc dalej, Ula dotarła do starej dziupli, gdzie mieszkał Pan Sowa, najmądrzejsze zwierzę w lesie.
Pan Sowa właśnie drzemał na gałęzi, pohukując cichutko.
„Panie Sowo, przepraszam, że przeszkadzam,” – szepnęła Ula. „Ale mam wielki problem z liczeniem nóżek do snu.”
Pan Sowa otworzył jedno wielkie, żółte oko. „Huuu? Nóżki? Ileż można mieć nóżek?”
„Bardzo dużo,” przyznała Ula.
„Hmm,” mruknął Pan Sowa, otwierając drugie oko. „Pokaż no te nóżki. Policzę z tobą. Huuu… Jedna… Dwie… Trzy… Huuu…”
Pan Sowa liczył bardzo powoli, a jego głos stawał się coraz bardziej monotonny.
„Cztery… Pięć… Huuuu… Sześć… Zzzzz…” – Pan Sowa zasnął w połowie liczenia, cicho pochrapując.
Ula westchnęła. Nawet najmądrzejsza sowa nie dała rady jej nóżkom.
Zmęczona i trochę zrezygnowana, wróciła do swojego łóżeczka pod korzeniem.
Położyła się na miękkim mchu. Była tak bardzo zmęczona całym tym wieczornym chodzeniem i liczeniem, że nawet nie miała już siły zaczynać od nowa.
„A może…” pomyślała Ula, „może nie muszę liczyć każdej nóżki osobno?”
Zamknęła oczy i wyobraziła sobie, że jej nóżki to nie pojedyncze patyczki, ale pary. Jak małe buciki, które idą spać razem.
„Jedna para śpi… druga para śpi… trzecia para też już chrapie…” – mruczała do siebie.
Potem wyobraziła sobie, że wszystkie jej nóżki to pasażerowie w długim, sennym pociągu, który właśnie wtacza się na stację „Dobranoc”. Każda nóżka miała swoje małe, wygodne miejsce przy oknie.
„Wszystkie nóżki bezpiecznie w pociągu… Pociąg rusza do Krainy Snów…”
To było o wiele przyjemniejsze niż liczenie. Ula poczuła, jak jej małe ciałko robi się ciężkie i ciepłe.
Już nie myślała o liczbach. Myślała o miękkim mchu, o spokojnym szumie lasu i o tym, jak dobrze jest mieć tyle nóżek, które mogą ją zanieść w najpiękniejsze sny.
Zanim zdążyła pomyśleć o czwartej parze nóżek, czy o kolejnym wagonie sennego pociągu, Ula już smacznie spała.
I spała tak głęboko aż do rana, nie martwiąc się ani jedną ze swoich wielu, wielu kochanych nóżek. A wszystkie nóżki spały razem z nią, zwinięte grzecznie pod ciepłym kocykiem z liści.