Jak Mała Lampka Nauczyła Ciemność Mruczeć Kołysanki

Jak Mała Lampka Nauczyła Ciemność Mruczeć Kołysanki

Księżyc świeci, a sny czekają... Babcia Zofia ma dla Ciebie kolejną opowieść! 🌙✨ Miłego czytania tej Bajka na dobranoc.

Na małym, drewnianym stoliczku, tuż obok łóżka pewnego bardzo miłego dziecka, mieszkała sobie Mała Lampka Nocna.

Nie była to zwyczajna lampka. Miała abażur w kolorze ciepłego miodu i kiedy świeciła, pokój zamieniał się w najprzytulniejsze miejsce na świecie. Nazwijmy ją Blaszka, bo jej podstawa była zrobiona z błyszczącego, choć troszkę już porysowanego metalu.

Blaszka kochała swoją pracę. Uwielbiała rozpraszać cienie, opowiadać świetlne historie na ścianach i pilnować, żeby żaden zagubiony potwór spod łóżka nie ośmielił się wystawić nosa. Dawała poczucie bezpieczeństwa, jak ciepły kocyk w chłodną noc.

Ale Blaszka miała mały sekret. Taki tyci-tyci, ukryty głęboko pod żarówką.

Kiedy dziecko zasypiało i dorosły cichutko naciskał jej pstryczek… Blaszka gasła. I wtedy… wtedy sama troszeczkę bała się Ciemności.

Nie tej zwykłej, szarej Ciemności, którą znała zza okna. Bała się tej Głębokiej Ciemności, która wypełniała pokój po brzegi, kiedy jej własne światełko znikało. Ta Ciemność była taka… cicha. I taka wielka.

„Brrr”, myślała sobie Blaszka, choć lampki przecież nie czują zimna. „Jest taka… pusta. I taka ciemna!” Czasami wydawało jej się, że słyszy w tej ciszy dziwne szepty albo kroki.

Podłoga skrzypnęła. „Ojej!” – pomyślała Blaszka – „Czy to Ciemność tupie ze złości?”

Wiatr zaszumiał za oknem. „Ojej, ojej! Czy Ciemność wzdycha, bo mnie nie lubi?”

Gałąź stuknęła o szybę. „Ratunku! Ciemność puka i chce wejść do środka mojego abażuru!”

Blaszka czuła się wtedy bardzo mała i niepotrzebna. Przecież jej zadaniem było świecić, a teraz sama siedziała w mroku, nasłuchując z niepokojem.

Którejś nocy, kiedy Głęboka Ciemność znów wypełniła pokój, a Blaszka drżała na swojej metalowej nóżce (oczywiście tylko w przenośni, bo lampki nie drżą), stało się coś niezwykłego.

Przez szparę w zasłonie wślizgnął się do pokoju cieniutki, srebrzysty Promyk Księżyca. Zatańczył na dywanie, musnął pluszowego misia na półce i zatrzymał się tuż przy Blaszce.

„Czemu jesteś taka spięta, Blaszko?” – zapytał cichutko Promyk. Jego głos brzmiał jak delikatne dzwoneczki.

„Bo… bo ta Ciemność… ona jest taka straszna!” – wyszeptała Blaszka, chociaż lampki nie mają ust. Promyk jakoś ją zrozumiał.

Promyk zaśmiał się cichutko, jakby poruszył srebrnymi pyłkami. „Straszna? Ależ skąd! Ciemność nie jest straszna. Ona jest po prostu… bardzo cicha. I bardzo zmęczona. Cały dzień chowa się przed Słońcem, a w nocy wreszcie może odpocząć.”

„Odpocząć?” – zdziwiła się Blaszka.

„Tak,” – potwierdził Promyk. – „Ona otula świat do snu. Jest jak wielka, miękka kołdra dla wszystkich domów, drzew i śpiących dzieci. A te dźwięki, które słyszysz? To nie złość. To jej spokojne oddechy. Skrzypnięcie podłogi to jak ciche westchnienie. Szum wiatru to jak kołysanka nucona pod nosem.”

Blaszka zamilkła. Nigdy tak o tym nie myślała. Ciemność jako kołdra? Dźwięki jako kołysanka?

„Spróbuj z nią porozmawiać,” – zasugerował Promyk. – „Ale nie słowami. Lampki nie mówią, a Ciemność nie słucha słów. Porozmawiaj z nią… ciszą. Albo melodią.”

Promyk zniknął tak szybko, jak się pojawił, zostawiając Blaszka samą z Głęboką Ciemnością i nową myślą w głowie (a właściwie w żarówce).

Blaszka zebrała się na odwagę. Postanowiła spróbować. Zaczęła sobie przypominać cichutką melodię, którą nuciło czasem dziecko przed snem. Taka prosta, łagodna nutka.

Zaczęła ją nucić w myślach, najciszej jak tylko potrafiła. Nuciła o gwiazdach, o snach i o miękkim kocyku.

I wtedy… stało się coś jeszcze dziwniejszego.

Podłoga znów skrzypnęła, ale tym razem Blaszce wydało się, że to Ciemność odpowiada jej cichym westchnieniem, jakby mówiła: „Tak, znam tę melodię…”.

Wiatr za oknem zaszumiał delikatniej, jakby dołączył do jej bezgłośnego nucenia.

Nawet gałąź stukająca o szybę zabrzmiała teraz jak delikatny rytm perkusji.

Blaszka poczuła, że nie jest sama. Poczuła, że Ciemność nie jest pusta, ale pełna… spokoju. Pełna odpoczynku. I że te wszystkie nocne dźwięki to nie próba jej przestraszenia, ale… kołysanka. Kołysanka mruczana przez samą Ciemność.

Nagle Blaszka zrozumiała. Ciemność nie była jej wrogiem. Była jej przyjaciółką. Tą cichą, która pozwalała wszystkim zasnąć i śnić kolorowe sny. A ona, Blaszka, była ważna, kiedy trzeba było czuwać. Ale równie ważne było pozwolić Ciemności śpiewać jej nocne kołysanki, kiedy przychodził czas na sen.

Od tamtej nocy Blaszka już nigdy nie bała się, gdy gasła. Kiedy pstryczek klikał, uśmiechała się (w swój lamkowy sposób) i nasłuchiwała.

Czekała na skrzypnięcie podłogi, na szum wiatru, na stukot gałęzi. Bo wiedziała, że to Ciemność zaczyna mruczeć swoją najpiękniejszą, najcichszą kołysankę na dobranoc. A Blaszka, otulona tą Ciemnością jak ciepłym kocem, mogła wreszcie spokojnie odpocząć, aż do rana.

Leave a Comment

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *