Jak Bąbelki w Wannie Nauczyły Się Śpiewać Kołysanki

Jak Bąbelki w Wannie Nauczyły Się Śpiewać Kołysanki

Księżyc świeci, a sny czekają... Babcia Zofia ma dla Ciebie kolejną opowieść! 🌙✨ Miłego czytania tej Bajka na dobranoc.

Antoś uwielbiał kąpiele.

A najbardziej uwielbiał pianę. Góry piany!

Mógł budować z niej zamki, tunele i śnieżne szczyty dla swoich gumowych kaczuszek.

Tego wieczoru piana była wyjątkowo obfita. Pachniała truskawkami i śmiechem.

Plusk! Chlap! Woda bryzgała na wszystkie strony, a Antoś chichotał, tworząc białe brody i czapki z piany.

Ale każda kąpiel musi się kiedyś skończyć.

Mama owinęła Antosia w miękki, puszysty ręcznik jak naleśnika.

„Już czas spać, mój mały pływaku,” powiedziała ciepło.

Antoś westchnął. Lubił spać, ale czasami zasypianie trwało tak dłuuugo.

Myśli krążyły mu po głowie jak małe, niesforne rybki.

Leżał już w łóżku, otulony kołdrą w rakiety kosmiczne.

Mama zostawiła lekko uchylone drzwi do łazienki, żeby nie było całkiem ciemno.

Mała smuga światła padała na wannę, gdzie wciąż unosiły się niedobitki piany.

Większość bąbelków zdążyła już strzelić cichutkim „puf!” i zniknąć, wracając do krainy mydła i wody.

Ale kilka, tych najbardziej wytrwałych, wciąż dryfowało na powierzchni wody jak małe, lśniące łódeczki.

Jeden z nich, wyjątkowo duży i mieniący się tęczowo w słabym świetle, nazywał się Błysk.

Błysk był bardzo ciekawskim bąbelkiem. Zawsze zastanawiał się, co dzieje się poza wanną i dlaczego woda znika w tym głośnym wirze w odpływie.

Usłyszał ciche westchnienie Antosia dobiegające z pokoju.

„Plip?” szepnął Błysk do mniejszego bąbelka obok, imieniem Kropelka. „Słyszałaś? To brzmiało jak powietrze uciekające z balonika, ale tak smutno.”

„Plop,” odpowiedziała Kropelka, kołysząc się lekko na wodzie. „To Antoś. Czasem tak wzdycha przed snem. Chyba myśli za dużo.”

Wśród bąbelków zapanowało ciche poruszenie. Delikatne pstrykanie i szemranie, jakby szeptały do siebie sekrety.

„Może… może moglibyśmy mu pomóc?” zasugerował Błysk, mieniąc się odcieniami fioletu i złota. „Może jakbyśmy coś zrobili, to te myśli-rybki by odpłynęły?”

„Pomóc? Ale jak?” zdziwiła się Perła, starszy, bardzo spokojny bąbelek, który pamiętał wiele kąpieli i widział niejedno mydło. „Jesteśmy tylko bąbelkami. Naszym przeznaczeniem jest pięknie lśnić, a potem… puf!”

„Ale słyszałem, jak mama Antosia śpiewała mu coś miłego,” nie dawał za wygraną Błysk. „Takie… kołyszące dźwięki. I Antoś się wtedy uśmiechał.”

„Kołysanka!” szepnęła Perła, nagle rozumiejąc. „Tak, to usypia. Sprawia, że myśli stają się miękkie jak piana.”

„To zaśpiewajmy mu kołysankę!” zarządził Błysk z entuzjazmem godnym największego, najbardziej napuszonego bąbla mydlanego.

No i spróbowali.

Błysk nabrał powietrza (choć bąbelki tak naprawdę nie oddychają, ale bardzo się starał naśladować Antosia) i wydał z siebie głośne, uroczyste: „PUF!”

To nie do końca było to, co zamierzał. Stracił przy tym trochę swojego blasku.

Kropelka, próbując być delikatniejsza, dołączyła piskliwym: „Plip!”

Inne bąbelki, podekscytowane pomysłem, próbowały naśladować melodię, którą ledwo pamiętały z kąpieli.

Efekt był… cóż, dość zaskakujący i bardzo bąbelkowy.

Zamiast łagodnej kołysanki, z wanny dobiegała seria chaotycznych pstryknięć, bulgotów, pisków i pęknięć.

„Puf! Plop! PSTRYK! Bul, bul! Pliiiiiiip! PUF!”

Brzmiało to bardziej jak awaria w fabryce wody gazowanej niż piosenka do snu.

Antoś, który właśnie próbował policzyć rakiety na kołdrze, uniósł głowę.

Co to za dziwne odgłosy? Czyżby kaczuszki urządziły sobie nocną imprezę?

Brzmiało jak popcorn robiący dyskotekę w wannie, albo jak stado bardzo małych hipopotamów biorących kąpiel.

Uchylił jedno oko, potem drugie. Zaciekawienie wygrało ze zmęczeniem.

Bąbelki w wannie podskakiwały i pękały bez ładu i składu, rozpryskując mikroskopijne kropelki wody.

Błysk wyglądał na lekko zawiedzionego, jego tęczowa powłoka drżała.

„To chyba nie działa,” szepnął do Perły, tracąc trochę ze swojego blasku. „Antoś nie śpi, tylko się dziwnie patrzy.”

Perła zamyśliła się, kołysząc łagodnie na wodzie. Obserwowała, jak światło odbija się w jej idealnie okrągłej powierzchni.

„Może nie chodzi o słowa, Błysku,” powiedziała cicho swoim szemrzącym głosem. „Ludzie mają słowa. My mamy… bąbelkowatość. Może chodzi o rytm? O to uczucie spokoju, które daje kołysanie?”

„Rytm?” powtórzył Błysk, próbując zrozumieć. „Jak wtedy, gdy Antoś delikatnie chlapał wodą?”

„Dokładnie,” potwierdziła Perła. „Spróbujmy inaczej. Delikatnie. Jak fale na spokojnym jeziorze w bezwietrzny dzień. Pomalutku. Bez popisów.”

Bąbelki spróbowały raz jeszcze. Wyciszyły się.

Tym razem nie starały się naśladować skomplikowanych ludzkich melodii.

Skupiły się na delikatnym kołysaniu i dźwiękach, które znały najlepiej.

Perła zaczęła cichutkim, miarowym: „Plip… plop… plip… plop…”

Błysk dołączył miękkim, długim: „Szszsz… puf… szszsz… puf…” – tym razem pękał bardzo cicho i dyskretnie.

Inne bąbelki podchwyciły ten spokojny rytm, tworząc łagodną, szemrzącą melodię.

Była to muzyka wody, powietrza i wieczornej ciszy w łazience.

Delikatne pstryknięcia przeplatały się z cichym bulgotaniem i szumem piany, która powoli opadała na dno wanny.

„Plip… szszsz… plop… puf… bul… szszsz…”

Antoś nasłuchiwał uważnie.

Te dźwięki były zupełnie inne. Ciche, spokojne, kołyszące.

Jak delikatny deszczyk stukający w szybę w letni wieczór. Albo jak szum morza w muszli znalezionej na plaży.

Były dziwnie znajome i bardzo, bardzo kojące.

Wstał cichutko z łóżka, stąpając na paluszkach po dywanie miękkim jak mech.

Podszedł do drzwi łazienki i zajrzał ostrożnie przez szparę.

W słabym świetle księżyca, które wpadało przez małe okienko, zobaczył ostatnie bąbelki unoszące się na wodzie.

Lśniły jak małe perełki i rozrzucone gwiazdki na ciemnej tafli wody.

Kołysały się delikatnie w przód i w tył, a ich ciche „plip, plop, szszsz” tworzyło najdziwniejszą, ale i najmilszą kołysankę, jaką kiedykolwiek słyszał.

Nie była to piosenka mamy, ale miała w sobie coś równie ciepłego i bezpiecznego.

Uśmiechnął się szeroko.

Bąbelki, widząc jego uśmiech odbijający się w wodzie, zamigotały radośnie, jakby puściły do niego oko, ale nie przerwały swojej cichej piosenki.

Wręcz przeciwnie, śpiewały teraz jeszcze delikatniej, jeszcze spokojniej, jakby wiedziały, że ich misja dobiega końca.

Antoś wrócił do łóżka, czując przyjemne ciepło rozlewające się po całym ciele.

Otulił się kołdrą w rakiety, a z łazienki wciąż dobiegała go ta niezwykła, bąbelkowa muzyka.

„Plip… szszsz… plop… puf… bul…”

Powoli jego powieki stawały się coraz cięższe i cięższe, jakby ktoś położył na nich miękkie płatki kwiatów.

Myśli-rybki uspokoiły się i odpłynęły w głębiny snu.

Uśmiechał się lekko, słuchając kołysanki śpiewanej przez bąbelki w wannie.

Zanim ostatni, najmniejszy bąbelek zdążył powiedzieć swoje ciche, pożegnalne „puf”, Antoś już smacznie spał, śniąc o pływaniu w morzu pełnym lśniących, śpiewających perełek, które delikatnie masowały mu plecy.

Rano, gdy słońce zajrzało do pokoju złotymi promieniami, w wannie nie było już ani jednego bąbelka.

Tylko kilka kropel wody lśniło na dnie jak zapomniane diamenty.

Ale Antoś obudził się wyspany i radosny jak nigdy dotąd.

Przeciągnął się i ziewnął szeroko, a potem pod nosem zaczął nucić dziwną melodię: „Plip, plop, szszsz… bul, bul, puf…”

Uśmiechnął się do siebie i zastanawiał się, czy dziś wieczorem bąbelki znów zaśpiewają mu do snu. Postanowił zostawić dla nich wyjątkowo dużo piany.

Leave a Comment

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *