Księżyc świeci, a sny czekają... Babcia Zofia ma dla Ciebie kolejną opowieść! 🌙✨ Miłego czytania tej Bajka na dobranoc.
Bartek leżał w swoim łóżku, które przypominało trochę statek kosmiczny gotowy do podróży w Krainę Snów.
Mama właśnie skończyła czytać mu bajkę o smoku, który zamiast ogniem, ział… watą cukrową.
Bartek chichotał, ale czuł też, jak jego powieki stają się ciężkie niczym worki z piaskiem.
I wtedy to się stało.
Ziewnął.
Ale to nie było zwykłe, małe ziewnięcie. O nie! To było WIELKIE, potężne ZIEEEEW, które rozciągnęło mu buzię tak szeroko, że prawie zobaczył swoje własne uszy od środka.
Kiedy ziewnięcie w końcu odleciało, Bartek zmarszczył brwi.
„Mamo,” zaczął, a jego głos był już trochę senny. „Gdzie poszło moje ziewnięcie?”
Mama uśmiechnęła się i pogłaskała go po włosach.
„Ziewnięcia idą tam, gdzie wszystkie zmęczone rzeczy, kochanie. Idą spać.”
„Ale gdzie śpią?” Bartek nie dawał za wygraną. Czuł, że to bardzo ważne pytanie.
„Może mają swoje własne, małe łóżeczka pod podłogą?” zasugerowała mama z błyskiem w oku. „Albo tulą się do kurzu za szafą?”
Bartek wyobraził sobie małe, puszyste ziewnięcia śpiące w miniaturowych łóżkach. To było zabawne, ale jakoś nie do końca go przekonywało.
„Chyba muszę to sprawdzić,” mruknął bardziej do siebie niż do mamy.
Mama dała mu buziaka w czoło. „Dobrze, mój mały detektywie. Ale teraz już śpij. Może przyśnią ci się odpowiedzi.”
Zgasiła lampkę nocną, zostawiając tylko małe, gwiazdkowe światełko w kontakcie, i wyszła z pokoju, cichutko zamykając drzwi.
Bartek leżał przez chwilę w ciszy. Słyszał tylko tykanie zegara w przedpokoju i delikatne pochrapywanie taty zza ściany.
Postanowił. Musi złapać swoje następne ziewnięcie na gorącym uczynku i zobaczyć, dokąd pójdzie.
Skupił się bardzo mocno. Myślał o długich lekcjach matematyki, o czekaniu w kolejce, o liczeniu owiec…
I stało się! Nadchodziło kolejne ziewnięcie. Poczuł to znajome mrowienie w szczęce.
ZIEEEEW!
Tym razem Bartek był gotowy. Kiedy tylko poczuł, że ziewnięcie opuszcza jego usta, zerwał się na równe nogi.
Wyobraził sobie, że jego ziewnięcie to mały, przezroczysty obłoczek, unoszący się w powietrzu.
„Mam cię!” szepnął i zaczął skradać się za niewidzialnym uciekinierem.
Obłoczek-ziewnięcie powoli dryfował w stronę drzwi.
Bartek uchylił je ostrożnie. Skrzypnęły cichutko, jakby same ziewały ze snu.
Korytarz był ciemny i cichy. Cienie tańczyły na ścianach, tworząc dziwne kształty.
Bartek poczuł lekki dreszczyk emocji. To była prawdziwa nocna misja!
Jego ziewnięcie unosiło się powoli, jak leniwy balonik, w stronę salonu.
Bartek podążał za nim na paluszkach.
W salonie panował półmrok. Księżyc zaglądał przez okno, oświetlając znajome przedmioty w nowy, tajemniczy sposób.
Stary fotel taty wyglądał, jakby drzemał. Bartek był prawie pewien, że słyszy jego ciche, materiałowe pochrapywanie.
Poduszka na kanapie przypominała wielką, śpiącą piankę marshmallow.
Ziewnięcie Bartka delikatnie odbiło się od abażuru lampy i skierowało się z powrotem w stronę jego pokoju.
„A to spryciarz!” pomyślał Bartek. „Chce mnie zmylić!”
Wrócili do pokoju Bartka. Chłopiec rozejrzał się uważnie.
Ziewnięcie-obłoczek zawisło na chwilę nad stertą klocków, jakby zastanawiało się, czy nie zbudować sobie małego domku.
Potem jednak popłynęło dalej, prosto w stronę łóżka Bartka.
I zniknęło.
Pod łóżkiem.
Bartek zamarł. Pod łóżkiem? Przecież tam były tylko stare kapcie i czasem jakiś zapomniany samochodzik.
Podczołgał się do krawędzi łóżka i bardzo, bardzo ostrożnie zajrzał pod spód.
To, co zobaczył, zaparło mu dech w piersiach.
Pod łóżkiem wcale nie było ciemno i nudno.
Unosiła się tam delikatna, ciepła poświata, jakby ktoś ukrył tam małe, łagodne słońce.
A w tej poświacie… spały ziewnięcia!
Były ich dziesiątki! Małe, średnie i duże. Puszyste jak kłębki waty, przezroczyste jak bańki mydlane, niektóre lekko migotały.
Wszystkie spały zwinięte w kłębuszki, unosząc się delikatnie w powietrzu.
Niektóre cichutko pochrapywały – takim ledwo słyszalnym „pfff”. Inne uśmiechały się przez sen.
Jego własne, świeżo przybyłe ziewnięcie właśnie wtulało się między dwa inne, szukając wygodnego miejsca.
Pośrodku tej gromadki unosiło się jedno, trochę większe, bardziej puszyste ziewnięcie. Wyglądało jak mądry, stary obłok.
Otworzyło jedno oko – które też wyglądało jak mała, senna chmurka – i spojrzało na Bartka.
Puściło do niego oczko, jakby chciało powiedzieć: „Ciii, nie budź reszty. W końcu znalazły spokój.”
Bartek uśmiechnął się szeroko. A więc to tutaj trafiały wszystkie ziewnięcia! Miały swoje sekretne, przytulne miejsce do spania, tuż pod jego łóżkiem.
Patrzenie na te wszystkie śpiące, spokojne ziewnięcia sprawiło, że Bartek sam poczuł się niesamowicie senny.
Jego powieki znów stały się ciężkie.
Powoli wycofał się spod łóżka i wdrapał z powrotem pod kołdrę.
Był teraz spokojny. Wiedział, gdzie idą spać ziewnięcia.
Ziewnął po raz ostatni tej nocy. Małe, zadowolone ziewnięcie.
Wyobraził sobie, jak zlatuje pod łóżko i dołącza do reszty śpiącej gromadki.
„Dobranoc, ziewnięcia,” szepnął w poduszkę.
I zasnął, zanim zdążył policzyć choćby jedną owcę. Śniły mu się puszyste chmurki unoszące się w ciepłym świetle.