Gąsienica Gaja i Podróż Po Kołdrze Jak Po Górach

Gąsienica Gaja i Podróż Po Kołdrze Jak Po Górach

Księżyc świeci, a sny czekają... Babcia Zofia ma dla Ciebie kolejną opowieść! 🌙✨ Miłego czytania tej Bajka na dobranoc.

Gaja była malutką, zieloniutką gąsienicą. Nie byle jaką gąsienicą, o nie! Gaja miała największe oczy na całym parapecie i apetyt na przygody równie wielki, jak na liście pelargonii, na której mieszkała.

Mieszkała sobie wygodnie na soczystym liściu, tuż przy oknie pokoju pewnego chłopca. Za dnia wygrzewała się w słońcu, chrupała listki (mniam!) i obserwowała świat za szybą. Ale noce… noce były dla Gai czasem marzeń.

Pewnej nocy, gdy księżyc zaglądał ciekawie do pokoju, rzucając długie, tajemnicze cienie, Gaja nie mogła zasnąć. Coś przykuło jej uwagę. Coś ogromnego, puszystego i… górzystego?

Tuż obok jej parapetowej pelargonii rozciągała się niezwykła kraina. Wielka, miękka połać w dziwne wzory, która piętrzyła się i opadała niczym prawdziwe pasmo górskie. Gaja nigdy czegoś takiego nie widziała.

„Co to za niezwykłe góry?” wyszeptała sama do siebie, a jej liczne nóżki aż zadrżały z ekscytacji. „Wyglądają na takie miękkie… i pełne tajemnic!”

To była oczywiście kołdra na łóżku chłopca, ale skąd Gaja miała to wiedzieć? Dla niej była to niezbadana kraina, Góry Kołdrzane, czekające na odkrywcę. A Gaja czuła w swoich małych czułkach zew przygody!

„Muszę tam pójść,” postanowiła. „Muszę zbadać te niezwykłe szczyty i doliny!”

Zebrała całą swoją odwagę, która była całkiem spora jak na tak małą gąsienicę, i ostrożnie, noga za nogą, zsunęła się z liścia na krawędź parapetu. A potem, z małym „hop!”, wylądowała na skraju tajemniczej, puszystej krainy.

Och! Jakże inaczej czuło się podłoże pod jej nóżkami! Nie było to gładkie drewno parapetu ani znajomy kształt liścia. To było coś miękkiego, lekko chropowatego od wzorów, które z bliska wyglądały jak kolorowe krzaczki i dziwne kamienie.

„Zaczynamy Wielką Wyprawę!” Gaja ogłosiła cichutko, bardziej do siebie niż do kogokolwiek innego, i ruszyła przed siebie.

Szła i szła, a teren falował. Raz wspinała się na łagodne wzgórze (fałdę kołdry), by zaraz potem zjechać w dół, w zacienioną dolinę. Było to o wiele bardziej męczące niż spacer po płaskim liściu.

Nagle, przed nią wyrosła prawdziwa przepaść! Głęęęboka fałda, której dna nie było widać w półmroku. „Ojejku,” pisnęła Gaja. „Jak ja to przejdę?”

Zatrzymała się, myśląc intensywnie. Mogłaby spróbować obejść, ale to zajęłoby wieki. Musiała znaleźć most! Rozejrzała się uważnie. W pobliżu leżała jakaś dziwna, długa, szara jaskinia… Nie, to nie jaskinia, to wyglądało jak… tunel!

Była to oczywiście zagubiona skarpetka chłopca, ale dla Gai stała się naturalnym mostem nad przepaścią. Ostrożnie weszła na skarpetkowy most. Był trochę chybotliwy i pachniał… cóż, niezbyt fiołkami. Ale był solidny! Udało się! Gaja była po drugiej stronie.

Poczuła się bardzo dumna. Pokonała pierwszą przeszkodę w Górach Kołdrzanych! Ruszyła dalej, czując się jak prawdziwy himalaista.

Wtem, na swojej drodze napotkała gigantyczną, włochatą bestię! Leżała nieruchomo, chrapiąc cichutko. Miała tylko jedno, wielkie, szklane oko, które patrzyło w sufit. Była ogromna, przynajmniej dziesięć razy większa od Gai!

Gaja zamarła ze strachu. Co to za stworzenie? Czy jest groźne? Przyjrzała mu się bliżej, chowając się za małym wzgórkiem z materiału. Bestia była mięciutkie, brązowe i chyba mocno spała, bo jej brzuch unosił się i opadał w równym rytmie. To był stary miś chłopca, przytulanka o imieniu Barnaba.

Gaja postanowiła nie ryzykować. Lepiej nie budzić śpiących olbrzymów. Powoli, na paluszkach (wszystkich swoich licznych paluszkach!), ostrożnie ominęła śpiącego giganta, starając się nie robić hałasu. Uff, udało się. Serduszko biło jej jak mały bębenek. Przygoda była coraz bardziej ekscytująca, ale i niebezpieczna!

Krajobraz znów się zmienił. Gaja dotarła do podnóża najwyższej góry w całym paśmie. Była wielka, biała i wyjątkowo miękka w dotyku. To była poduszka.

„To musi być Szczyt Marzeń!” pomyślała Gaja z podziwem. „Stąd na pewno widać cały świat! Najwyższy punkt Gór Kołdrzanych!”

Wspinaczka była naprawdę trudna. Podłoże zapadało się pod jej nóżkami, jakby szła po głębokim śniegu. Musiała uważać, żeby nie utknąć. Ale Gaja była zdeterminowana. Krok za krokiem, centymetr za centymetrem, mozolnie pięła się w górę.

Wreszcie! Stanęła na szczycie! Zmęczona, ale szczęśliwa. Rzeczywiście, widok był niesamowity. Z tej wysokości całe Góry Kołdrzane wyglądały jak pofalowane, wzorzyste morze. A dalej… dalej rozciągała się reszta pokoju, skąpana w łagodnym księżycowym blasku. Widziała biurko, które wyglądało jak odległy, płaski płaskowyż z dziwnymi, wysokimi wieżami (to była lampka i kubek z kredkami), i krzesło, przypominające samotną, ciemną skałę.

Gaja poczuła ogromną satysfakcję. Zdobyła najwyższy szczyt! Była wielkim odkrywcą! Małą gąsienicą, która zdobyła wielką górę!

Ale poczuła też wielkie zmęczenie. Podróż była długa i wyczerpująca. Jej czułki opadły lekko, a wszystkie nóżki domagały się odpoczynku. A jej przytulny, znajomy listek na pelargonii nagle wydał się najwspanialszym miejscem na świecie.

„Czas wracać,” zdecydowała Gaja z lekkim westchnieniem. „Moja misja została wykonana. Zbadałam Góry Kołdrzane!”

Zejście było o wiele łatwiejsze niż wspinaczka, choć równie pełne przygód – musiała na przykład ominąć dziwny, twardy, czerwony głaz na kółkach (to był zabawkowy samochodzik), który jakimś cudem pojawił się na jej drodze powrotnej. Przeturlał się tam pewnie, gdy chłopiec wiercił się przez sen.

Pokonała ponownie skarpetkowy most nad przepaścią, pomachała na pożegnanie śpiącemu misiowi Barnabie (z bezpiecznej odległości, oczywiście) i w końcu, zmęczona, ale niezwykle szczęśliwa, dotarła z powrotem na brzeg Gór Kołdrzanych. Z małym „plum” wylądowała bezpiecznie na parapecie. Szybko, najszybciej jak potrafiła, wdrapała się na swój ulubiony liść pelargonii.

Ach, jak tu było dobrze! Bezpiecznie, znajomo i pachniało zieloną pelargonią, a nie starą skarpetką czy kurzem spod łóżka.

Gaja wtuliła się w miękki liść, a jej wielkie, ciekawskie oczy powoli się zamknęły. Zasypiając, myślała o swojej niesamowitej, wielkiej podróży przez Góry Kołdrzane. O przepaściach, tunelach, śpiących olbrzymach i zdobytych szczytach. To była najlepsza przygoda w jej krótkim, gąsienicowym życiu.

„Jutro,” pomyślała sennie, czując jak ogarnia ją senność, „może zbadam ten dziwny, płaski płaskowyż z wieżami… albo tę samotną skałę…”

I zasnęła, śniąc o kolejnych wielkich przygodach w małym, cichym pokoju. A kołdra na łóżku chłopca spała spokojnie, otulając go ciepło, zupełnie nieświadoma, że dla jednej małej, odważnej gąsienicy była tej nocy najwspanialszym i najbardziej tajemniczym pasmem górskim na całym świecie. Dobranoc, Gaju, mała odkrywczyni.

Leave a Comment

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *