Filipek, Któremu Chciało Się Pić... Ciszę

Filipek, Któremu Chciało Się Pić… Ciszę

Księżyc świeci, a sny czekają... Babcia Zofia ma dla Ciebie kolejną opowieść! 🌙✨ Miłego czytania tej Bajka na dobranoc.

Na najwyższej półce w kuchennej szafce mieszkał sobie Filipek.

Nie był to zwykły kubek. O nie! Filipek był kubkiem z charakterem, w biało-niebieskie paseczki, z lekko wyszczerbionym uszkiem po niefortunnym spotkaniu ze zmywarką (o czym wolał nie pamiętać).

Filipek miał jedno, wielkie marzenie, które odróżniało go od innych kubków, filiżanek i szklanek na tej samej półce.

Podczas gdy one marzyły o gorącej czekoladzie, aromatycznej kawie czy słodkiej herbacie z cytryną, Filipek marzył o… ciszy.

Tak, dobrze słyszycie. O błogiej, niczym niezmąconej ciszy.

Każdego ranka przeżywał katusze. Najpierw głośne „BRZDĘK!” gdy zdejmowano go z półki. Potem bulgotanie wrzątku – „BUL, BUL, BUL!”. Następnie szuranie łyżeczką – „SZURU, SZURU, DZYŃ!” o jego delikatne, porcelanowe ścianki.

A na koniec najgorsze – siorbanie! Głośne, przeciągłe „SRRRRP!”. Filipek wzdrygał się za każdym razem, czując, jak jego paseczki stają dęba (gdyby tylko mogły).

„Och, gdybym mógł choć raz napić się ciszy!” – wzdychał cichutko, gdy nikt nie słyszał (co zdarzało się rzadko).

Jego sąsiadka, pękata Cukiernica Klementyna, chichotała tylko pod pokrywką.

„Ciszy? Co za pomysł! Cisza jest nudna jak zimna herbata! Prawdziwe życie to gwar, śmiech i… cukier!” – mówiła, pobrzękując swoimi słodkimi kryształkami.

Ale Filipek wiedział swoje. Pragnął chwili spokoju, momentu, gdy nie będzie ani bulgotać, ani dzwonić, ani siorbać. Chciał poczuć, jak to jest być… pustym i cichym.

Pewnego wieczoru, gdy domownicy już spali, a w kuchni panował względny spokój (przerywany jedynie cichym mruczeniem lodówki i pochrapywaniem starego Tostera Teofila), Filipek postanowił działać.

Dosyć tego! Dziś wyruszam na poszukiwanie ciszy!” – szepnął sam do siebie z determinacją.

Ostrożnie, milimetr po milimetrze, zaczął przesuwać się w stronę krawędzi półki. To było trudniejsze niż myślał. Porcelana nie jest stworzona do wspinaczki.

Nagle usłyszał cichy pisk.

„A dokąd to, szanowny kolego?” – zapytała mała, szara Myszka Michalina, która właśnie wynurzyła się zza paczki z ryżem.

Filipek aż podskoczył (na tyle, na ile kubek może podskoczyć).

„Ja… ja szukam ciszy” – wyjąkał, czując się trochę głupio.

Michalina przekrzywiła łepek. „Ciszy? Hmm, ciekawe. Znam takie miejsce. Ale to daleko. Za Wielką Lśniącą Podłogą, obok Miękkiej Góry Dywanowej, w Krainie Cichych Książek.

Oczy Filipka zabłysły nadzieją. „Pomożesz mi się tam dostać?”

Myszka chwilę się zastanowiła, podkręcając wąsika.

„No dobrze. Ale pod warunkiem, że jak wrócisz, opowiesz mi, jak smakuje cisza. I może… znajdziesz mi po drodze jakiś okruszek serka?”

Filipek ochoczo przystał na warunki.

Z pomocą Michaliny, która popchnęła go delikatnie swoim noskiem, Filipek stoczył się z półki na miękką ściereczkę pozostawioną na blacie. To było jak lądowanie na chmurce!

Później była Wielka Lśniąca Podłoga. Dla myszki to było kilka susów, dla Filipka – ogromna, niebezpieczna przestrzeń. Toczył się powoli, starając się nie robić hałasu.

„Prawie jakbym już pił ciszę!” – pomyślał z ekscytacją, choć jego uszko lekko podzwaniało na nierównościach.

Minęli śpiącego Kota Kleofasa (Filipek wstrzymał oddech tak mocno, że prawie pękłby w paseczki) i dotarli do Miękkiej Góry Dywanowej w salonie.

„Teraz musisz być bardzo cicho” – szepnęła Michalina. „Jesteśmy blisko Krainy Cichych Książek.”

Filipek wytężył słuch. I rzeczywiście! Z pokoju obok dobiegał… nic. Absolutnie nic. Żadnego bulgotania, szurania, siorbania. Tylko spokojny, głęboki spokój.

Michalina pomogła mu wtoczyć się na dolną półkę regału, między grube, zakurzone tomy.

I wtedy Filipek poczuł TO.

Cisza. Gęsta, aksamitna, otulająca go ze wszystkich stron. Była cudowna! Zupełnie inna niż się spodziewał. Nie była pusta, była… pełna spokoju.

Słyszał tylko delikatny szelest kartek przewracanych niewidzialną ręką czasu i bardzo, bardzo ciche bicie własnego, porcelanowego serca (którego istnienia nawet nie podejrzewał).

„Ach…” – westchnął błogo. „Więc tak smakuje cisza…”

Spędził tam całą noc, upajając się spokojem. Michalina dotrzymała towarzystwa, chrupiąc cichutko znaleziony okruszek.

Nad ranem, gdy pierwsze promienie słońca zaczęły zaglądać przez okno, Filipek poczuł coś dziwnego.

Cisza była wspaniała, ale… trochę zaczynało mu brakować ciepła. Niekoniecznie wrzątku, ale takiego miłego ciepełka porannej herbaty.

Zaczął nawet trochę tęsknić za delikatnym stukaniem łyżeczki (ale tylko trochę!).

Zrozumiał, że cisza jest najlepsza wtedy, gdy można do niej na chwilę uciec, ale potem wrócić do gwaru, który też ma swój urok.

„Michalino, chyba czas wracać” – szepnął.

Myszka kiwnęła łebkiem. Droga powrotna była równie pełna przygód, ale Filipek czuł się odmieniony.

Gdy wrócił na swoją półkę (z małą pomocą Michaliny i zaprzyjaźnionego Pająka Stefana, który spuścił mu jedwabną linę), poczuł ulgę.

Cukiernica Klementyna spojrzała na niego podejrzliwie.

„I jak tam twoja cisza? Nudna, co?”

Filipek uśmiechnął się tajemniczo, swoim lekko wyszczerbionym uszkiem.

„Była… interesująca. Ale wiesz co, Klementyno? Chyba najbardziej lubię ciszę tuż przed tym, jak naleją do mnie ciepłej herbaty.

I od tamtej pory Filipek nadal mieszkał na półce. Czasem marzył o ciszy, ale już nie tak desperacko. Wiedział, że najpiękniejsze są kontrasty – głośne siorbanie po cichym oczekiwaniu, gwar rozmów po spokojnej nocy.

A czasem, gdy nikt nie patrzył, Myszka Michalina wspinała się na półkę, siadała obok Filipka i razem, w milczeniu, pili sobie… odrobinę wyobrażonej ciszy.

Leave a Comment

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *