Gdzie Chowa Się Płacz, Kiedy Już Jest Lepiej?

Gdzie Chowa Się Płacz, Kiedy Już Jest Lepiej?

Księżyc świeci, a sny czekają... Babcia Zofia ma dla Ciebie kolejną opowieść! 🌙✨ Miłego czytania tej Bajka na dobranoc.

Franek biegł przez ogród tak szybko, jak tylko potrafiły jego małe nóżki.

Słońce świeciło, ptaszki śpiewały, a on udawał superszybkiego czerwonego robota.

„Bzzzt! Uwaga! Nadchodzi Robot Franek!” – wołał, wymachując rękami.

Nagle… Bęc! Potknął się o wystający korzeń starej jabłoni i runął jak długi na trawę.

Najpierw była cisza. Taka zdziwiona cisza, kiedy jeszcze nie wiesz, czy będzie bolało.

A potem poczuł. O, tak. Kolano zapiekło jak sto małych igiełek.

Franek spojrzał na swoje kolano. Było tam małe, czerwone zadrapanie, z którego ciekła kropelka krwi.

I wtedy się zaczęło.

Z oczu Franka popłynęły wielkie, słone łzy. Z buzi wydobył się głośny płacz.

„Łaaaaaaa! Mamo! Łaaaaaa!”

Płakał tak głośno, że pewnie słyszały go nawet mrówki w trawie.

Mama usłyszała na pewno, bo zaraz wybiegła z domu.

„Ojejku, Franusiu! Co się stało?” – zapytała, przytulając go mocno.

„Kolano… boli…” – wyłkał Franek, wtulając twarz w jej miękki sweter.

Mama obejrzała zadrapanie.

„Och, to tylko mały buntownik. Zaraz go uspokoimy” – powiedziała ciepło.

Wzięła Franka na ręce i zaniosła do domu.

Przemyła kolano chłodną wodą, a potem… wyjęła magiczne pudełko.

Pudełko z plasterkami! Były tam plasterki w rakiety, w dinozaury i w uśmiechnięte gwiazdki.

„Który plasterek wybierasz na swojego dzielnego wojownika?” – zapytała mama.

Franek, już trochę spokojniejszy, wybrał plasterek z zielonym dinozaurem.

Mama delikatnie przykleiła plasterek.

„Gotowe! Dinozaur będzie teraz pilnował, żeby szybko się zagoiło” – uśmiechnęła się.

Franek pociągnął nosem. Kolano już prawie nie bolało. Płacz gdzieś ucichł.

Było mu… lepiej.

Usiadł na dywanie i spojrzał na swoje kolano z dinozaurem.

Potem spojrzał na mamę.

Potem rozejrzał się po pokoju.

„Mamo?” – zaczął zaciekawiony.

„Tak, skarbie?”

Gdzie poszedł mój płacz?

Mama zamrugała oczami. „Jak to gdzie poszedł?”

„No… płakałem, a teraz już nie płaczę. To gdzie on jest? Schował się?” – Franek zmarszczył brwi.

Mama przez chwilę myślała, a potem uśmiechnęła się tajemniczo.

„Wiesz co? Może masz rację. Może gdzieś się schował. Poszukajmy go!”

Oczy Franka zabłysły.

Poszukiwania! Uwielbiał poszukiwania!

Najpierw podbiegł do swojego wielkiego, pluszowego misia, Pana Miodka, który siedział na fotelu.

„Panie Miodku, widziałeś może mój płacz? Taki mokry i trochę smutny?” – zapytał poważnie.

Pan Miodek milczał, patrząc swoimi guzikowymi oczami.

„Chyba nie widział” – stwierdził Franek i pobiegł dalej.

Zajrzał pod łóżko.

Były tam tylko kurzowe kotki i jeden zagubiony klocek.

„Hej, kurzowe kotki! Widziałyście płacz?” – szepnął.

Wyobraził sobie, że cichutko chichoczą i kręcą swoimi szarymi łebkami.

W kącie pokoju spał kot Klakier, zwinięty w puszystą kulkę.

Franek podszedł na paluszkach.

„Klakierku, obudź się na chwilkę. Szukam mojego płaczu. Może wskoczył do twojego snu?”

Klakier otworzył jedno zielone oko, ziewnął szeroko, pokazując różowy język, i znów zamknął oko.

„Chyba woli spać niż szukać płaczu” – mruknął Franek.

Poszedł do kuchni.

Czy płacz mógł schować się w słoiku z ciasteczkami?

Otworzył słoik. Pachniało pysznymi owsianymi ciasteczkami, ale płaczu ani śladu.

Może w lodówce? Brrr, tam jest zimno! Płacz na pewno by zamarzł.

Spojrzał na błyszczącą łyżkę leżącą na stole. Zobaczył w niej swoje odbicie – małego chłopca z plasterkiem na kolanie.

„Łyżeczko, odbiłaś może mój płacz?” – zapytał.

Łyżeczka tylko błysnęła.

Franek westchnął. Gdzie ten płacz mógł się podziać?

Wyszedł znowu do ogrodu.

Podszedł do czerwonego tulipana, który dumnie wyciągał swoją główkę do słońca.

„Tulipanku, czy widziałeś może, jak przelatywał tędy mój płacz? Taki trochę szary i smutny?”

Tulipan zakołysał się lekko na wietrze, jakby mówił: „Nie, nie, tutaj są tylko wesołe kolory”.

Franek spojrzał w niebo. Płynęła po nim duża, biała chmura, przypominająca owieczkę.

„Chmurko-owieczko! Czy mój płacz poleciał do ciebie? Może ukrył się w twojej miękkiej wełnie?” – zawołał.

Chmurka płynęła dalej, powoli i dostojnie.

Franek poczuł się trochę zmęczony tymi poszukiwaniami. Usiadł pod jabłonką, tam gdzie się przewrócił.

Patrzył na trawę, na biedronkę wędrującą po liściu.

Nagle przyszła mama i usiadła obok niego.

„I co, Franusiu? Znalazłeś swój płacz?” – zapytała łagodnie.

Franek pokręcił głową.

„Nie ma go. Nigdzie. Zniknął.” – powiedział cicho.

Mama objęła go ramieniem.

„Wiesz, Franusiu, myślę, że płacz to taki specjalny gość. Przychodzi, kiedy coś nas boli albo jest nam smutno. Pomaga nam wyrzucić z siebie ten smutek, jakbyśmy otwierali okno, żeby wyleciało z pokoju coś niepotrzebnego.”

Franek słuchał uważnie.

„I kiedy już zrobi swoje zadanie, kiedy poczujemy się lepiej, to on po prostu… znika. Rozpływa się jak mgła rano albo jak mała szara chmurka, którą przegania słońce. Nie musi się nigdzie chować. Po prostu odlatuje, robiąc miejsce na uśmiech.”

Franek spojrzał na swoje kolano z dinozaurem. Rzeczywiście czuł się już dobrze.

Uśmiech sam pojawił się na jego twarzy.

„To może… może poleciał na księżyc?” – zapytał z nadzieją.

„A może!” – zgodziła się mama. – „Albo poleciał pocieszyć inne dziecko, które właśnie teraz go potrzebuje?”

Franek pomyślał, że to bardzo miłe ze strony jego płaczu.

„To dobrze” – powiedział zadowolony. – „Niech leci.”

Wstał i otrzepał spodenki.

„Mamo, a możemy teraz poczytać książkę o rakietach?”

„Oczywiście, mój mały odkrywco” – uśmiechnęła się mama.

Wrócili do domu, a Franek już nie myślał o zgubionym płaczu. Wiedział, że płacz przychodzi i odchodzi, jak deszcz i słońce. I że po każdym płaczu zawsze w końcu przychodzi czas na uśmiech. A plasterek z dinozaurem dzielnie pilnował kolana.

Leave a Comment

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *