Cień Krzesła, Który Marzył o Zostaniu Baletnicą

Cień Krzesła, Który Marzył o Zostaniu Baletnicą

Księżyc świeci, a sny czekają... Babcia Zofia ma dla Ciebie kolejną opowieść! 🌙✨ Miłego czytania tej Bajka na dobranoc.

W przytulnym pokoju małego chłopca o imieniu Tymon stało stare, solidne, drewniane krzesło.

Nie było to jednak zwyczajne krzesło, och nie. Przynajmniej nie dla swojego cienia.

Cień ten, znany sobie samemu jako Krzesław Cieniowski, był postacią o niezwykłych ambicjach i skrytych marzeniach.

Każdej nocy, gdy Tymon zapadał w głęboki sen, a księżyc w pełni zaglądał ciekawie przez szybę, Krzesław budził się do swojego sekretnego życia.

Oczywiście, nie mógł tak po prostu odejść od krzesła. Byli połączeni na zawsze, jak skarpetka i jej para po praniu – nierozłączni.

Ale na ścianie, o tak, na ścianie Krzesław mógł się wyginać, rozciągać i, co najważniejsze, tańczyć.

Bo Krzesław Cieniowski miał jedno, wielkie, sekretne marzenie.

Pragnął z całych swoich cieniowych sił zostać… baletnicą!

Tak, dokładnie. Nie chciał być cieniem superbohatera, ani cieniem groźnego smoka. Chciał być lekki jak piórko, zwiewny jak mgiełka, tańczący na puentach.

Skąd taki pomysł w głowie cienia od krzesła? Ano stąd, że na ścianie naprzeciwko wisiał piękny plakat.

Przedstawiał on prawdziwą baletnicę w lśniącej, białej spódniczce zwanej paczką, unoszącą się na samych koniuszkach palców z gracją motyla.

Krzesław potrafił wpatrywać się w nią godzinami, wzdychając cichutko (na tyle, na ile cień potrafi wzdychać, co brzmi trochę jak szelest zasłony).

„Ach, gdybym tylko mógł tak zawirować!” – myślał Krzesław, próbując nieudolnie naśladować jej wdzięczną pozę.

Niestety, bycie cieniem krzesła miało swoje ograniczenia.

Zamiast zgrabnych, długich nóg baletnicy, Krzesław miał cztery kanciaste, cieniowe nogi krzesła.

Zamiast delikatnej głowy – sztywne, prostokątne oparcie.

Jego próby wykonania plié, czyli baletowego przysiadu, kończyły się zazwyczaj niezgrabnym ugięciem całego cieniowego krzesła, jakby nagle zabrakło mu śrubek.

A piruety? Och, piruety! Krzesław kręcił się w miejscu tak szybko, jak tylko mógł, ale efekt był raczej komiczny – jego cień rozmazywał się na ścianie w śmieszną, drgającą plamę, przypominającą trochę galaretkę na talerzu podczas trzęsienia ziemi.

„Chyba nigdy nie zostanę primabaleriną cieni,” mamrotał pod nosem (a raczej pod cieniem siedziska), czując lekkie zniechęcenie.

Pewnej szczególnie księżycowej nocy, do zabawy na ścianie dołączyły inne cienie mieszkające w pokoju Tymona.

Najpierw pojawił się Cień Misia Przytulanki, puszysty, okrągły i trochę niezdarny.

„Heeej, Krzesławie! Co ty tam wyczyniasz?” zachichotał Misiowy Cień, kołysząc się zabawnie na boki. „Próbujesz przestraszyć pająka w rogu pokoju?”

Zaraz obok zamigotał Cień Lampki Nocnej, długi, chudy i nieco zarozumiały.

„Wyglądasz jak składany leżak plażowy, który próbuje zrobić szpagat,” zaśmiał się Lampkowy Cień swoim wysokim, dzwoniącym głosikiem.

Krzesław poczuł, jak jego cieniowe kontury lekko drżą z irytacji.

„Ja nie wyczyniam! Ja ćwiczę balet!” oznajmił z możliwie największą godnością, próbując wyprostować jedną ze swoich cieniowych nóg w eleganckim geście arabesque.

Efekt był taki, że cień krzesła niebezpiecznie się przechylił, jakby miał zaraz runąć na bok.

„Balet? Cień krzesła?” Misiowy Cień aż zatrząsł się ze śmiechu. „Prędzej mój pluszowy oryginał nauczy się latać!”

Krzesław naprawdę posmutniał. Może przyjaciele mieli rację? Może to głupi pomysł? Może cień krzesła jest stworzony tylko do bycia cieniem krzesła i niczym więcej?

Był przecież na stałe przywiązany do tego ciężkiego, niemrawego, drewnianego mebla. Jego taniec zawsze będzie tylko niezgrabnym podrygiwaniem w kształcie krzesła.

Westchnął ciężko, a jego cień zafalował na ścianie jak smutna flaga.

I wtedy… wtedy zauważył coś absolutnie niezwykłego.

Snop księżycowego światła, wpadający przez okno pod idealnym kątem, robił coś magicznego.

Padał na krzesło w taki sposób, że… odcinał kawałek jego cienia!

Mały, ciemny fragment cienia nogi krzesła tańczył teraz swobodnie na ścianie, tuż obok nieruchomej reszty Krzesława. Jak mały, niezależny duszek!

„Eureka!” – pomyślał Krzesław, chociaż nie był do końca pewien, co to słowo znaczy. Brzmiało jednak bardzo mądrze i pasowało do odkrycia.

Natychmiast zaczął działać. Musiał delikatnie poruszyć krzesłem, żeby ustawić się idealnie w tej magicznej smudze światła.

Na szczęście Tymon, śniąc o grze w piłkę, lekko kopnął nogą krzesło przez sen.

Skrzyp… Trzask… Jeszcze odrobinkę… Udało się!

Księżycowy promień padał teraz dokładnie tak, jak Krzesław sobie wymarzył. Oddzielał jego „górną” część cienia – oparcie i kawałek siedziska – od „dolnej” części – nóg.

Nagle poczuł się… lekki! Niewiarygodnie lekki! Jakby część jego cieniowej istoty naprawdę mogła unieść się w powietrzu, niezależnie od ciężkiego krzesła.

I wtedy zaczął tańczyć.

Jego oddzielona górna część wirowała na ścianie z gracją, o jakiej zawsze marzył! Była jak prawdziwa, eteryczna baletnica cieni!

Kręcił piruety, które nie były już rozmazaną plamą. Robił eleganckie skłony, unosił się i opadał w rytm cichego tykania starego zegara na komodzie.

Cień Misia i Cień Lampki zaniemówiły z wrażenia. Ich cieniowe kontury zastygły w bezruchu, obserwując niezwykły spektakl.

Krzesław Cieniowski, zazwyczaj niezgrabny cień starego krzesła, tańczył najpiękniejszy balet cieni, jaki kiedykolwiek rozegrał się na ścianie pokoju Tymona.

Był lekki, zwiewny, pełen magii i księżycowego blasku.

Tańczył dla siebie, dla księżyca na niebie i dla pięknej baletnicy z plakatu, która zdawała się uśmiechać do niego ze ściany.

Czuł się wolny. Czuł się szczęśliwy. Czuł się spełniony.

Ale jak to w bajkach bywa, magiczne chwile nie trwają wiecznie.

Duża, puszysta chmura leniwie przepłynęła po niebie, zasłaniając tarczę księżyca.

Magiczny snop światła zniknął tak nagle, jak się pojawił.

Krzesław znów stał się jednym, całym, trochę kanciastym cieniem krzesła. Jego oderwana, taneczna część wróciła posłusznie na swoje miejsce, łącząc się z resztą.

Westchnął ponownie, ale tym razem nie było to westchnienie smutku czy rezygnacji.

To było westchnienie pełne satysfakcji.

Miał swoją chwilę. Zatańczył swój wymarzony taniec.

Może nie był prawdziwą baletnicą przez cały czas, ale przez ten jeden, magiczny moment był Krzesławem Cieniowskim, Cieniem Krzesła, Który Tańczył w Blasku Księżyca.

„To było… wow! Niesamowite!” szepnął z podziwem Cień Misia, wciąż lekko oszołomiony.

„Naprawdę piękne,” zgodził się Cień Lampki, tym razem bez cienia drwiny w głosie.

Krzesław uśmiechnął się szeroko (na tyle, na ile cień krzesła potrafi się uśmiechać, co wyglądało jak lekkie wygięcie linii oparcia).

Wiedział już, że każda noc przyniesie nową szansę. Może księżyc znów zaświeci tak samo? A może znajdzie inny sposób na swój taniec?

Nawet jeśli nie, i tak będzie ćwiczył. Będzie doskonalił swój własny, unikalny, krzesłowy styl baletu.

Bo marzenia są ważne. Są jak małe światełka w ciemności, nawet jeśli jest się tylko cieniem starego, drewnianego krzesła.

Gdy pierwsze, nieśmiałe promienie porannego słońca zajrzały do pokoju, rozpraszając nocne cienie, Krzesław Cieniowski zastygnął na swoim miejscu przy krześle.

Stał się znów zwykłym, nieruchomym cieniem, cierpliwie czekającym na powrót nocy i kolejną szansę na taniec.

Tymon obudził się, przeciągnął się leniwie i spojrzał na krzesło stojące przy biurku.

Nawet przez myśl mu nie przeszło, jakie niezwykłe, taneczne przygody przeżywał jego cień, gdy on smacznie spał i śnił o smokach i dalekich podróżach.

Ale może… może następnym razem, gdy spojrzy na cień krzesła tańczący na ścianie w popołudniowym słońcu, zauważy w nim coś… niezwykłego? Coś lekkiego, coś tanecznego?

Kto wie. Cienie, nawet te od zwykłych krzeseł, mają swoje małe, wielkie sekrety.

Leave a Comment

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *