Księżyc świeci, a sny czekają... Babcia Zofia ma dla Ciebie kolejną opowieść! 🌙✨ Miłego czytania tej Bajka na dobranoc.
Pamela nie była zwykłą poduszką.
Owszem, była miękka, puszysta i miała poszewkę w wesołe, latające świnki morskie, ale kryła w sobie pewien sekret.
Pamela kolekcjonowała słowa.
Ale nie byle jakie słowa. Zbierała te zapomniane, te wymykające się z kącików ust tuż przed zaśnięciem, te, które gubiły się w pośpiechu poranka.
Każdej nocy, gdy jej mały właściciel, Antoni, zapadał w sen, Pamela nadstawiała swoich niewidzialnych, poduszkowych uszu.
Czasem z sennego mamrotania wyłapywała jakieś śmieszne „fidrygałki”.
Innym razem słyszała cichutkie „serendipity”, które uciekło z jakiejś angielskiej bajki czytanej wieczorem.
Zdarzało się też, że Antoni mruczał przez sen „katapulta!”, bo śnił o budowaniu wielkiej machiny z klocków.
Pamela delikatnie zbierała te słowne perełki i przechowywała je w swoim najgłębszym, najbardziej puszystym wnętrzu, w miejscu zwanym Słowotulnią.
Było tam przytulnie i cicho, a słowa unosiły się jak małe, puchate obłoczki, szepcząc swoje znaczenia.
Jednak pewnej nocy Antoni długo nie mógł zasnąć.
Wiercił się, kręcił, wzdychał ciężko, a jego czoło marszczyło się jak pomięta kartka papieru.
Pamela poczuła to przez swoją poszewkę.
„Co się stało, Antosiu?” – zapytała cichutko, tak cichutko, że tylko zasypiające dziecko mogło ją usłyszeć.
Antoni westchnął jeszcze głębiej.
„Zgubiłem słowo,” – wyszeptał smutno. – „Moje ulubione. I teraz nie mogę go znaleźć, ani w głowie, ani nigdzie.”
„Jakie to słowo?” – spytała Pamela, czując, jak jej poduszkowe serce ściska się z troski.
„No właśnie… nie pamiętam!” – jęknął chłopiec. – „Wiem tylko, że było ciepłe, miękkie i bardzo ważne. Jak… jak coś do tulenia.”
Pamela natychmiast zrozumiała.
„Ach, chyba wiem, o co chodzi!” – pomyślała. – „Może twoje słowo przypadkiem trafiło do mojej Słowotulni? Czasem tak się zdarza, gdy słowa czują się samotne.”
„Naprawdę? Możemy je znaleźć?” – oczy Antoniego rozbłysły nadzieją.
„Oczywiście! Zamknij oczy i pomyśl o najbardziej miękkim puchu na świecie,” – poleciła Pamela.
Antoni zamknął oczy, a Pamela delikatnie otuliła go swoją miękkością.
Poczuł, jakby unosił się na chmurce, a potem… znaleźli się w Słowotulni.
Wokół nich wirowały setki, tysiące słów.
Były tam słowa długie jak „konstantynopolitańczykowianeczka”, które plątały się trochę jak spaghetti.
Były słowa krótkie i energiczne jak „hop!” i „bęc!”, które podskakiwały wesoło.
Unosiło się dostojne „onomatopeja” i figlarne „psikus”.
Z kąta dobiegało ciche chichotanie słowa „łaskotki”.
„Wow!” – szepnął Antoni, rozglądając się z zachwytem.
„Szukamy czegoś ciepłego, miękkiego i do tulenia,” – przypomniała Pamela. – „Rozglądaj się uważnie.”
Zaczęli poszukiwania.
Mijali słowa w różnych językach, słowa naukowe i słowa zupełnie wymyślone.
Nagle Antoni zauważył małe, puchate słówko, które schowało się nieśmiało za wielkim, ważnym słowem „odpowiedzialność”.
Słówko wyglądało na trochę samotne.
„Pamelo, spójrz!” – zawołał Antoni.
Podpłynęli bliżej.
Słówko drgnęło i spojrzało na nich swoimi literkowymi oczkami.
„Czy ty jesteś… przytulanka?” – zapytał delikatnie Antoni.
Słówko rozpromieniło się i podskoczyło radośnie!
Tak! To była ona! Jego ulubiona, zaginiona „przytulanka”!
Antoni poczuł ogromną ulgę i ciepło w sercu.
„Dlaczego uciekłaś?” – zapytał, delikatnie biorąc słówko w dłonie.
„Przytulanka” wyszeptała cichutko, że poczuła się trochę zapomniana, bo ostatnio Antoni częściej bawił się nowym robotem.
„Och, przepraszam,” – powiedział szczerze chłopiec. – „Ale wciąż jesteś dla mnie bardzo ważna! Bez ciebie zasypianie jest takie trudne.”
Przytulił mocno swoje odzyskane słowo.
Pamela uśmiechnęła się poduszkowo.
„Słowa lubią być używane i pamiętane,” – wyjaśniła. – „Wtedy czują się szczęśliwe.”
Antoni skinął głową, rozumiejąc.
Czas było wracać.
Znowu zamknął oczy, a Pamela delikatnie przeniosła go z powrotem do jego łóżka.
Kiedy otworzył oczy, leżał bezpiecznie w swoim pokoju, a obok niego, na poduszce, leżał jego ulubiony pluszowy miś – jego najprawdziwsza przytulanka.
Ale w sercu czuł też ciepło odnalezionego słowa.
„Dziękuję, Pamelo,” – szepnął, mocno przytulając poduszkę.
Pamela odpowiedziała cichym szelestem, jakby mrugała porozumiewawczo.
Tej nocy Antoni zasnął od razu, z uśmiechem na ustach i słowem „przytulanka” bezpiecznym w myślach.
A Pamela? Cóż, dyskretnie schowała do swojej Słowotulni nowe znalezisko – zasłyszane gdzieś słowo „chimeryczny”. Wydawało się intrygujące i na pewno kiedyś się przyda.