Księżyc świeci, a sny czekają... Babcia Zofia ma dla Ciebie kolejną opowieść! 🌙✨ Miłego czytania tej Bajka na dobranoc.
Pod wielkim, drewnianym stołem w kuchni, gdzie nogi krzeseł wyglądały jak pnie prastarych drzew, mieszkał sobie Okruszek.
Nie był to byle jaki okruszek. O nie! Był kawałkiem pysznej, maślanej bułki, która spadła podczas śniadaniowego zamieszania, kiedy mała rączka niezdarnie sięgnęła po dżem.
Pamiętał jeszcze ciepło talerza, zapach świeżego masła i wesoły gwar poranka. A potem? Potem był tylko szybki lot w dół, koziołek w powietrzu i miękkie lądowanie na chłodnej, lśniącej podłodze.
Leżał tam teraz, maleńki i trochę oszołomiony. Świat z perspektywy podłogi wydawał się ogromny, tajemniczy i pełen wysokich cieni.
Nogi stołu i krzeseł górowały nad nim jak potężne kolumny w nieznanej świątyni. A gdzieś daleko, hen za lśniącym horyzontem z linoleum, majaczyła biała, lśniąca bryła lodówki, która czasem wydawała z siebie groźne, niskie pomruki.
„Co ja tu właściwie robię?” – pomyślał Okruszek, otrzepując się z niewidzialnego pyłku, którego nawet nie było. „Jestem przecież stworzony do bycia pysznym, do rozpływania się w ustach, do bycia częścią czegoś większego! A nie do leżenia tutaj samemu.”
Jego maślane wnętrze zadrżało z niepokoju. Czy ktoś go znajdzie? Czy zostanie tu na zawsze?
Nagle usłyszał cichy, ledwo dosłyszalny szelest tuż obok.
Z kłębka szarego, miękkiego puchu wyłoniły się dwa małe, błyszczące jak łebki od szpilki oczka.
„Witaj, maluchu” – zaszemrał głosik, miękki i puszysty jak sam jego właściciel. „Nowy w okolicy, co? Pierwszy raz pod stołem?”
Okruszek podskoczył lekko ze zdziwienia. „K-kim jesteś?” – wyjąkał, bo nie spodziewał się towarzystwa.
„Jestem Pan Kłębuszek Kurzu. Naczelny Mieszkaniec Zastolnego Pustkowia.” – Szary kłębek zafalował lekko, jakby się ukłonił. „Mieszkam tu od… cóż, od kiedy pamiętam. A pamiętam sporo. Widziałem już niejedno śniadanie i niejedną kolację z tej perspektywy. A ty? Wyglądasz na świeżynkę. Prosto z góry, prawda?”
„Tak jest. Spadłem z bułki” – wyjaśnił Okruszek, czując się trochę pewniej. Pan Kłębuszek wydawał się całkiem miły. „I… i nie bardzo wiem, co mam teraz robić.”
Pan Kłębuszek pokiwał swoją puszystą, nieregularną głową. „Ach, typowy los okruszka. Znam to doskonale. Ale nie martw się. Życie pod stołem też ma swoje uroki. I co najważniejsze, ma swoje przeznaczenie.”
„Przeznaczenie?” – Okruszek przechylił się zaciekawiony. To słowo brzmiało bardzo ważnie.
„O tak. Wielkie przeznaczenie.” – Pan Kłębuszek zniżył głos do tajemniczego szeptu. „Wszyscy tu na dole, wszystkie zagubione drobinki, czekamy na Wielkie Zamiatanie. Na podróż do legendarnej Krainy Zamiatania.”
„Kraina Zamiatania?” – powtórzył Okruszek, a jego okruszkowe serce zabiło szybciej. Brzmiało to niezwykle, ekscytująco i może odrobinę strasznie.
„Niektórzy się jej boją” – kontynuował szeptem Kłębuszek, rozglądając się ostrożnie. „Opowiadają historie o Wielkiej Szczocie o Tysiącu Włosów, która porywa bez pytania. Albo o Ryczącym Potworze z Długą Rurą, co wciąga wszystko do swojego bezdennego brzucha.”
Okruszek poczuł lekki dreszcz. Ryczący Potwór z Długą Rurą? To musiał być ten odkurzacz, którego przeraźliwy ryk czasem słyszał z daleka, ukryty bezpiecznie na stole.
„Ale ja… ja myślę inaczej” – szepnął Pan Kłębuszek, przysuwając się bliżej. „Myślę, że to nie koniec, a początek nowej, wielkiej przygody. Wielka Szczota i jej pomocnica, Lśniąca Szufelka, zabierają nas w podróż. Do miejsca, gdzie wszystkie zagubione drobiazgi, takie jak my, spotykają się razem.”
Okruszek zamyślił się głęboko. Podróż? Nowa przygoda? Spotkanie z innymi? To brzmiało znacznie, znacznie lepiej niż samotne leżenie pod stołem i czekanie nie wiadomo na co.
„Chcę tam trafić!” – postanowił nagle Okruszek z nową energią. „Chcę zobaczyć tę Krainę Zamiatania!”
Pan Kłębuszek uśmiechnął się swoim kurzowym, nieco rozmytym uśmiechem. „Doskonale! Ale pamiętaj, cierpliwość to cnota mieszkańca podłogi. Wielkie Zamiatanie przychodzi, kiedy ma przyjść. Nie da się go przyspieszyć. A tymczasem… może mała wycieczka po okolicy? Pokażę ci nasz świat.”
Okruszek chętnie się zgodził. W towarzystwie mądrego Pana Kłębuszka czuł się znacznie raźniej i bezpieczniej.
Rozpoczęli swoją powolną podróż przez bezkresną, lśniącą pustynię linoleum w geometryczne wzory.
Mijali olbrzymie Kapcie Olbrzymy – włochate, miękkie potwory, które czasem przesuwały się tuż nad nimi z głośnym szuraniem, wywołując małe trzęsienia ziemi i podmuchy wiatru.
Musieli chować się w cieniu nóg od krzeseł, gdy Kocie Oko Saurona – wielkie, zielone i wszystko widzące oko domowego kota Mruczysława – lustrowało podłogę w poszukiwaniu… cóż, Okruszek wolał nie wiedzieć czego dokładnie szukało to oko.
Spotkali po drodze Ziarenko Cukru, które płakało cichutko, bo stoczyło się z łyżeczki podczas słodzenia herbaty i strasznie tęskniło za ciepłym, słodkim towarzystwem w kubku.
Spotkali też Groszka Uciekiniera, który z dumą opowiadał, jak bohatersko wyturlał się z talerza zupy jarzynowej, bo absolutnie nie zgadzał się na bycie zjedzonym. Uważał się za mistrza kamuflażu wśród wzorów na podłodze.
Okruszek słuchał ich opowieści z otwartymi… no cóż, nie miał ust, ale słuchał całym sobą, chłonąc każdą historię. Świat podłogi był naprawdę fascynujący i pełen niezwykłych postaci.
Nagle ziemia zadrżała mocniej niż zwykle. Z daleka, zza zakrętu przy szafce, dobiegł rytmiczny, narastający szum.
„Nadchodzi!” – szepnął z przejęciem Pan Kłębuszek, a jego puchata postać lekko zadrżała. „To chyba dziś! Wielkie Zamiatanie!”
Okruszek spojrzał w kierunku dźwięku. Jego małe serce zabiło mocniej – tym razem z ekscytacji. Zobaczył zbliżającą się Wielką Szczotę. Była ogromna, o wiele większa niż sobie wyobrażał, z tysiącem długich, jasnych włosków, które sunęły po podłodze jak morska fala, zbierając wszystko na swojej drodze.
Tuż za nią, niczym lśniący statek, podążała Lśniąca Szufelka, błyszcząca w świetle wpadającym przez okno jak tarcza dzielnego rycerza.
Niektórzy mali mieszkańcy podłogi – drobne paproszki, zagubiony czerwony guzik, kawałek nitki – wpadli w panikę i próbowali uciekać w popłochu, kryjąc się w kątach.
Ale Okruszek, przypomniawszy sobie słowa Pana Kłębuszka o przygodzie i przeznaczeniu, poczuł tylko rosnącą ciekawość. Strach gdzieś zniknął.
„To nasza podróż!” – zawołał do Ziarenka Cukru i Groszka Uciekiniera, którzy stali sparaliżowani niedaleko. „Nie bójcie się! To przygoda!”
Wielka Szczota była coraz bliżej. Jej długie włoski delikatnie musnęły Okruszka. Poczuł, jak unosi się lekko, popychany naprzód w ciepłym strumieniu powietrza.
Tuż obok niego płynął Pan Kłębuszek, wirując radośnie jak na karuzeli.
„Ahoj, przygodo! Kierunek: Kraina Zamiatania!” – zawołał wesoło Kłębuszek.
Szczota zgarniała ich delikatnie, ale stanowczo, w kierunku otwartej paszczy Lśniącej Szufelki.
W ostatniej chwili Okruszek zobaczył jeszcze Ziarenko Cukru i Groszka Uciekiniera, którzy, ośmieleni jego słowami, też dali się porwać fali. Nawet oni wyglądali teraz na zaciekawionych, a nie przestraszonych.
Chwilę później wszyscy wylądowali z miękkim stukotem i szelestem na dnie Szufelki.
Było tam całkiem przytulnie i tłoczno. Leżały tam inne okruszki z różnych rodzajów pieczywa, kilka kłębków kurzu różnej wielkości, zapomniany srebrny spinacz do papieru, który błyszczał jak skarb, i nawet delikatny, różowy płatek kwiatka, który spadł z wazonu na stole.
„Witajcie w pierwszym etapie podróży! W poczekalni do Krainy Zamiatania!” – zachichotał Pan Kłębuszek, otrzepując się lekko.
Okruszek rozejrzał się z ciekawością. To wcale nie było straszne. Było… interesujące. Czuł się częścią czegoś nowego, wspólnoty podróżników.
Potem Szufelka uniosła się wysoko w powietrze. Okruszek poczuł lekki zawrót głowy. Lecieli! Widział pod sobą wzorzystą podłogę, nogi stołu i krzeseł, które teraz wydawały się takie małe.
A potem nastąpił ostatni etap – delikatne, kontrolowane zsypanie całej zawartości Szufelki do dużego, ciemnego pojemnika stojącego przy drzwiach.
„Oto i ona! Cel naszej podróży!” – szepnął uroczyście Pan Kłębuszek, gdy lądowali miękko. „Kraina Zamiatania!”
Okruszek wylądował na stercie innych drobiazgów – papierków, skrawków, kolejnych okruszków i kłębków. Było tam ciemno, ale nie strasznie. Czuł bliskość innych – Pana Kłębuszka, Ziarenka, Groszka, spinacza, a nawet tego różowego płatka kwiatka.
Wszyscy byli tu razem, zebrani po długiej podróży przez kuchnię. Zjednoczeni przez Wielkie Zamiatanie.
Okruszek pomyślał, że to wcale nie jest koniec. To po prostu inny rodzaj bycia razem. Może jutro czeka ich kolejna, jeszcze większa podróż, gdy Kraina Zamiatania zostanie opróżniona i wyruszy w świat zewnętrzny? Kto wie, jakie przygody czekają za drzwiami?
Leżąc tam, wśród nowych przyjaciół, w przytulnym mroku, Okruszek poczuł się spokojny i szczęśliwy. Już nie był samotnym, zagubionym okruszkiem pod stołem. Był podróżnikiem, odkrywcą, który dotarł do tajemniczej krainy.
I wiedział już na pewno, że nawet najmniejszy okruszek może przeżyć wielką, niezwykłą przygodę, jeśli tylko jest ciekawy świata.
A Pan Kłębuszek Kurzu chrapał cichutko obok, śniąc pewnie o kolejnych podróżach po bezkresnych, niezbadanych podłogach wszechświata.
Okruszek zamknął swoje niewidzialne oczka, wtulając się w miękkie sąsiedztwo. Był gotów na wszystko, co przyniesie nowy dzień w fascynującej Krainie Zamiatania. Dobranoc.