Żabka, Która Chciała Śpiewać Kołysanki

Żabka, Która Chciała Śpiewać Kołysanki

Księżyc świeci, a sny czekają... Babcia Zofia ma dla Ciebie kolejną opowieść! 🌙✨ Miłego czytania tej Bajka na dobranoc.

Dawno, dawno temu, w małym stawku otoczonym szuwarami i liliami wodnymi, mieszkała sobie mała żabka. Nie miała imienia, bo żabki rzadko kiedy potrzebują imion.

Ale my, na potrzeby tej opowieści, nazwijmy ją Żabka. Żabka była bardzo ciekawa świata i miała jedno wielkie marzenie – chciała śpiewać kołysanki.

Nie, nie mylcie się! Żabka nie chciała spać. Spać to ona lubiła, zwłaszcza w ciepłe, letnie popołudnia na liściu lilii. Ale słyszała kiedyś, jak mama ważka nuciła cichą melodię dla swoich małych larw.

Melodia była tak spokojna i miła, że Żabce aż oczy się same zamykały. Pomyślała wtedy: „O, jak cudownie byłoby umieć śpiewać takie kołysanki! Mogłabym usypiać wszystkie małe zwierzątka w stawie!”

Problem był tylko jeden – głos Żabki… no cóż, nie był to głos anioła. Był to głos… żabi. Raczej rechot, niż śpiew. Ale Żabka była uparta.

„Kto powiedział, że kołysanki muszą być śpiewane pięknym głosem?” myślała. „Ważne, żeby były śpiewane z serca!”

Pierwszym, któremu Żabka postanowiła zaśpiewać kołysankę, był mały ślimak, który akurat leniwie sunął po liściu kapusty.

Żabka wzięła głęboki wdech i zaczęła śpiewać najładniej jak potrafiła: „Rech, rech, kum, kum, śpij ślimaczku, śpij… Rech, rech, kum, kum, oczka swe zmruż…”

Ślimak, zamiast zasnąć, wystraszył się tak bardzo, że schował się cały do swojej skorupki. Czekał tam cicho, aż rechot ustanie.

Kiedy wreszcie zrobiło się cicho, ślimak wyjrzał ostrożnie i zobaczył Żabkę, która patrzyła na niego z miną nietęgą. „Nie podobała ci się moja kołysanka?” zapytała smutno Żabka.

Ślimak wysunął rożki i odpowiedział drżącym głosem: „Eee… wiesz… trochę… za głośna była… na kołysankę. I… i trochę… rechocząca…”

Żabka westchnęła. „Może ślimaki nie lubią żabich kołysanek?” pomyślała. „Spróbuję z kimś innym.”

Następny na liście był mały pajączek, który właśnie budował swoją sieć między dwoma trzcinami. Żabka podpłynęła bliżej i zaczęła śpiewać: „Rech, rech, kum, kum, śpij pajączku, śpij… Rech, rech, kum, kum, nóżki swe zwiń…”

Pajączek, zamiast zasnąć, zaczął się tak gwałtownie trząść, że cała jego sieć zaczęła drżeć jak galareta. „Przestań!” krzyknął pajączek. „Przestań! Rozrywasz mi sieć! Twój głos jest jak… jak trzęsienie ziemi!”

Żabka była coraz bardziej zmartwiona. „Może mój głos naprawdę nie nadaje się do kołysanek?” pomyślała.

Ale zaraz potem przypomniała sobie słowa mamy ważki: „Kołysanki śpiewa się z serca.” I Żabka miała serce pełne chęci usypiania innych. Postanowiła spróbować jeszcze raz.

Tym razem wybrała małe rybki, które pływały w cieniu liści lilii. Płynęła cichutko, żeby ich nie wystraszyć, i zaczęła śpiewać bardzo, bardzo cicho: „Rech… rech… kum… kum… śpijcie rybki… śpijcie…”

Rybki, zamiast zasnąć, zaczęły wyskakiwać z wody jak oszalałe! „Co to za hałas?!” piszczały. „My chcemy spać w ciszy! Twój rechot nas budzi!” I odpłynęły w popłochu, zostawiając Żabkę samą.

Żabka usiadła na liściu lilii, smutna i zrezygnowana. „Chyba nigdy nie zostanę śpiewaczką kołysanek,” szepnęła do siebie. „Mój głos jest po prostu… za żabi.”

Wtem, z ciemnego kąta stawu, usłyszała cichy płacz. Żabka nadstawiła ucha. Kto tam płacze? Podpłynęła bliżej i zobaczyła małą świetlikową larwę, która siedziała samotnie na kamieniu i cichutko szlochała.

„Co się stało, mała świetliku?” zapytała Żabka delikatnie.

Larwa podniosła zapłakane oczy. „Zgubiłam mamę,” wyszeptała. „Jest ciemno i boję się zasnąć sama.”

Żabka poczuła współczucie. Pomyślała: „Może kołysanka nie musi być piękna, żeby była pocieszająca?”

Usiadła obok larwy i zaczęła śpiewać najdelikatniej jak umiała, starając się, żeby jej rechot był jak najcichszy i najbardziej… kołyszący. „Rech… rech… kum… kum… nie bój się świetliku… ciemność minie… rech… rech… kum… kum… mama cię znajdzie… zaraz świt…”

Ku jej zdziwieniu, larwa przestała płakać. Słuchała uważnie, a jej małe światełko zaczęło delikatnie pulsować w rytm rechotu. „Jeszcze… zaśpiewaj jeszcze,” poprosiła cichutko larwa.

Żabka śpiewała dalej, a jej rechot, choć nadal rechotem, nagle wydał się jej… inny. Może nie był piękny, ale był… kojący. Był… żabi, ale też… ciepły i serdeczny.

Śpiewała o gwiazdach na niebie, o cichym szumie trzcin, o spokojnym stawie. A larwa słuchała i słuchała, aż w końcu jej małe światełko zaczęło gasnąć, gasnąć… i zgasło zupełnie. Larwa zasnęła, spokojna i bezpieczna.

Żabka uśmiechnęła się. Może i jej głos nie był idealny do kołysanek dla ślimaków, pająków i rybek. Ale dla małej, zagubionej świetlikowej larwy, jej żabia kołysanka była idealna.

Może każdy głos, nawet ten najbardziej rechoczący, może być kołysanką, jeśli jest śpiewany z serca i dla kogoś, kto go potrzebuje.

I tak Żabka, która chciała śpiewać kołysanki, znalazła swoje miejsce w stawie. Nie śpiewała dla wszystkich, ale dla tych, którzy potrzebowali jej… żabiej kołysanki.

A kiedy w stawie robiło się cicho i ciemno, można było usłyszeć cichy rechot – kołysankę Żabki, która usypiała małe, zagubione świetliki i inne stworzonka, którym potrzebny był spokojny sen.

I wiesz co? Te kołysanki, choć rechoczące, były najpiękniejsze na świecie, bo były śpiewane z serca. A to, moi drodzy, jest najważniejsze. A teraz, zamknij oczka i śpij ty też, słuchając cichej kołysanki Żabki… rech… rech… kum… kum… śpij… śpij…

Leave a Comment

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *