Księżyc świeci, a sny czekają... Babcia Zofia ma dla Ciebie kolejną opowieść! 🌙✨ Miłego czytania tej Bajka na dobranoc.
Zosia leżała w swoim łóżku. Było już ciemno, tak ciemno, że nawet cień misia Tulisia, który zawsze siedział na parapecie, zniknął w mroku. Mama zgasiła lampkę nocną i powiedziała: „Dobranoc, skarbie. Śpij słodko.”
Ale Zosi wcale się nie chciało spać. Była zbyt ciekawa świata, nawet tego ciemnego, nocnego świata w swoim pokoju. Zamiast zamknąć oczy, Zosia otworzyła je szeroko i zaczęła wpatrywać się w sufit.
I wtedy to zobaczyła! Na suficie tańczyły małe, mrugające światełka. Nie były to zwykłe światełka. Były takie… żywe. Mrugały wesoło, jakby puszczały do niej oko.
Zosia zmrużyła oczy, potem otworzyła je szerzej. Światełka nadal tam były, tańczyły i mrugały. „Co to jest?” szepnęła Zosia do misia Tulisia, choć wiedziała, że miś jej nie odpowie. Miś Tuliś był dobry w przytulaniu, ale rozmowy to nie była jego mocna strona.
Zosia wstała z łóżka i podeszła bliżej. Ostrożnie, na paluszkach, żeby nie obudzić rodziców, podeszła pod sam sufit. Światełka nadal tańczyły, ale teraz widziała je lepiej. Były malutkie, okrągłe i kolorowe! Niektóre były czerwone jak poziomki, inne niebieskie jak letnie niebo, a jeszcze inne zielone jak młoda trawa.
„Wyglądają jak… jak małe świetliki, które zgubiły drogę!” pomyślała Zosia. Ale to było przecież niemożliwe! Świetliki nie mieszkają na sufitach, tylko w ogrodach i na łąkach.
Może to gwiazdy? Może jakaś gwiazdka spadła z nieba i wpadła do jej pokoju? Zosia uśmiechnęła się na tę myśl.
Wyobraziła sobie, jak mała gwiazdka, trochę niezdarna i zagubiona, próbuje znaleźć drogę z powrotem na niebo, ale utknęła na suficie. „Biedna gwiazdka,” pomyślała Zosia z troską. „Może jej pomóc?”
Wzięła krzesło zza biurka i ostrożnie na nie weszła. Było trochę chwiejne, ale Zosia trzymała się mocno oparcia. Wyciągnęła rękę do światełek.
„Halo? Jesteś tam, gwiazdko?” szepnęła. Światełka zamrugały jeszcze szybciej, jakby odpowiadały na jej pytanie.
Jedno z niebieskich światełek zbliżyło się do jej palca. Zosia poczuła lekkie łaskotanie. Nie bała się. Te światełka wyglądały przyjaźnie.
Nagle, jedno z czerwonych światełek zaczęło… chichotać! Tak, to był cichy, wesoły chichot, jakby ktoś szeptał jej do ucha zabawny sekret.
Zosia zdumiała się. „Chichoczesz?” zapytała szeptem. Światełko zamrugało jeszcze jaśniej i chichot stał się głośniejszy. Teraz wszystkie światełka chichotały!
To był cały chór światełkowych chichotów! Zosia nie mogła się powstrzymać i też zaczęła się śmiać. To było tak śmieszne! Małe światełka chichoczą na suficie w jej pokoju!
Zosia zeszła z krzesła i zaczęła tańczyć pod sufitem. Światełka tańczyły razem z nią! Kiedy Zosia podskakiwała, one podskakiwały wyżej na suficie.
Kiedy kręciła się w kółko, one kręciły się razem z nią, tworząc kolorowy, mrugający wir. To była najdziwniejsza i najzabawniejsza zabawa, jaką Zosia kiedykolwiek miała w swoim pokoju.
Po chwili Zosia zmęczyła się tańcem i usiadła na dywanie. Światełka zebrały się nad nią, mrugając spokojniej. Jedno niebieskie światełko zeszło niżej i dotknęło nosa Zosi.
„Piiik!” zrobiło cicho. Zosia zachichotała. To było jak pocałunek, światełkowy pocałunek na dobranoc.
Zosia ziewnęła. Zabawa ze światełkami zrobiła się senna. Położyła się z powrotem do łóżka, a światełka nadal tańczyły na suficie, ale już tak cicho i spokojnie, jakby śpiewały jej kołysankę.
Zosia zamknęła oczy. Tym razem już nie była ciekawa. Była szczęśliwa i spokojna. Wiedziała, że te mrugające światełka na suficie to jej nowi, sekretni przyjaciele.
I że każdej nocy będą tam czekać, gotowe do tańca i chichotów, a potem do śpiewania kołysanek, aż Zosia zaśnie i przeniesie się do krainy kolorowych snów, gdzie światełka tańczą jeszcze piękniej, a chichoty brzmią jeszcze weselej.
I tak, Zosia zasnęła, uśmiechając się do siebie w ciemności, wiedząc, że nawet w najciemniejszą noc, w jej pokoju zawsze jest trochę magii i światełkowej zabawy.