Księżyc świeci, a sny czekają... Babcia Zofia ma dla Ciebie kolejną opowieść! 🌙✨ Miłego czytania tej Bajka na dobranoc.
Lew Leon był lwem wyjątkowym. Nie dlatego, że miał najgłośniejszy ryk w całej dżungli, ani najbujniejszą grzywę. Leon był wyjątkowy, bo… nie lubił deszczu.
O nie, nie chodziło o mokre łapki, bo Leon uwielbiał pluskać się w błocie po deszczu. Chodziło o ten dźwięk. Szum, kapanie, bębnienie – brrr! Już na samą myśl robiło mu się niespokojnie w brzuszku.
„To takie… takie… hałaśliwe!” – mruczał Leon, chowając się pod ogromnym liściem bananowca, kiedy tylko na niebie zbierały się ciemne chmury. „Jak można spać przy takim łomocie?!”
Mama Lwica, która zawsze miała cierpliwość do Leona, uśmiechała się tylko. „Ależ Leonku,” – mówiła łagodnie – „deszcz jest potrzebny. Roślinki piją, zwierzątka piją, nawet ziemia pije. A ten szum… to kołysanka natury.”
„Kołysanka?!” – prychał Leon. „Raczej pobudka! Jak można zasnąć, kiedy cała dżungla bębni ci nad uchem?!”
Jednak, jak to w dżungli bywa, deszcz padał często. I pewnego wieczoru, kiedy słońce już dawno schowało się za horyzont, a księżyc dopiero nieśmiało wyzierał zza drzew, zaczęło padać.
Krople najpierw cicho stukały o liście, potem coraz głośniej, aż w końcu zamieniły się w prawdziwą ulewę.
Leon leżał w swojej jaskini, wiercąc się niespokojnie. „Bęc! Bęc! Bęc!” – krople uderzały o skałę nad wejściem. „Szszszsz!” – deszcz zacinał o liście palm. „Plusk! Plusk!” – woda zbierała się w kałużach.
Leon zatykał uszy łapkami, ale nic to nie pomagało. Szum deszczu był wszędzie!
„Nie zasnę! Po prostu nie zasnę!” – jęknął Leon, podchodząc do Mamy Lwicy, która spokojnie czyściła swoją grzywę. „Mamo, ten deszcz! Jest taki głośny! Jak ty możesz spać?!”
Mama Lwica uśmiechnęła się i zaprosiła Leona, żeby usiadł obok niej. „Chodź, posłuchajmy razem,” – powiedziała.
Leon niechętnie usiadł. Zamknął oczy, ale szum deszczu wcale nie stał się cichszy. „Widzisz? Mówiłem!” – wyszeptał zrezygnowany.
„Posłuchaj uważnie,” – szepnęła Mama Lwica. „Czy słyszysz tylko hałas?”
Leon spróbował posłuchać inaczej. Skupił się nie tylko na głośnym bębnieniu, ale na wszystkich dźwiękach razem wziętych.
Rzeczywiście, oprócz „bęc! bęc! bęc!” słyszał też cichsze „szszszsz”, delikatne „kap, kap”, a nawet dalekie „plum, plum” z rzeki.
„To… to jak orkiestra!” – zdziwił się Leon.
Mama Lwica uśmiechnęła się. „Dokładnie! Orkiestra deszczowa. Każda kropla gra na swoim instrumencie.”
Leon otworzył szerzej oczy. Nigdy nie pomyślał o deszczu w ten sposób. Zawsze wydawał mu się tylko hałasem, czymś nieprzyjemnym. A teraz… teraz zaczynał brzmieć inaczej.
„Chodźmy na małą wyprawę,” – zaproponowała Mama Lwica, wstając. „Zobaczysz, jak deszcz zmienia dżunglę.”
„Wyprawę? W deszczu?!” – zdziwił się Leon, ale ciekawość zwyciężyła.
Wyszli z jaskini. Deszcz padał nadal, ale Leon zauważył, że pod drzewami jest trochę sucho. Mama Lwica zaprowadziła go do ogromnego liścia lotosu, który przechwytywał wodę jak parasol.
„Zobacz,” – szepnęła Mama Lwica. „Tutaj deszcz tworzy mały wodospad.”
Z krawędzi liścia lotosu spływała strużka wody, pluskając cicho w kałuży pod spodem. Leon patrzył zafascynowany. To było jak mały, sekretny świat w deszczu.
Potem poszli dalej. Minęli ślimaka, który wystawił rogi i wesoło pił kropelki deszczu. Spotkali żabę, która rechotała wesoło, jakby śpiewała deszczową piosenkę. Nawet leniwiec, zwykle ospały, wydawał się trochę bardziej rześki w deszczu.
„Zobacz, każdy cieszy się z deszczu na swój sposób,” – powiedziała Mama Lwica. „Rośliny rosną, zwierzęta piją, a nawet my możemy odkryć w nim coś pięknego.”
Leon spojrzał na dżunglę inaczej. Deszcz nie był już tylko hałasem. Był częścią życia, częścią natury. Był jak muzyka, tylko trzeba było nauczyć się jej słuchać.
W drodze powrotnej do jaskini, Leon przestał zatykać uszy. Pozwolił, żeby szum deszczu go otulił. Zauważył, że rytm kropel staje się coraz spokojniejszy, cichszy, jakby deszcz też przygotowywał się do snu.
Wrócili do jaskini. Mama Lwica ułożyła się wygodnie i zamknęła oczy. Leon położył się obok niej. Szum deszczu nadal rozbrzmiewał na zewnątrz, ale teraz… teraz Leonowi wydawał się… całkiem przyjemny.
Był jak cicha melodia, jak kołysanka. „Szszszsz… kap, kap… plum, plum…” – deszcz śpiewał swoją piosenkę. I Leon, po raz pierwszy w życiu, poczuł, że ten szum wcale nie przeszkadza mu zasnąć. Wręcz przeciwnie, uspokaja go, kołysze, otula.
Ziewnął przeciągle. Powieki zrobiły się ciężkie. Szum deszczu… to jednak była kołysanka natury. I to całkiem niezła. Leon uśmiechnął się przez sen. Deszcz już nie był straszny. Deszcz był… usypiający.
I tak, Lew Leon, który nie lubił szumu deszczu, zasnął tej nocy spokojnym snem, kołysany deszczową orkiestrą dżungli. I od tamtej pory, kiedy tylko zaczynało padać, Leon już się nie denerwował.
Słuchał deszczowej muzyki i wiedział, że nawet burza może pomóc zasnąć, jeśli tylko nauczymy się słuchać jej w odpowiedni sposób.