Księżyc świeci, a sny czekają... Babcia Zofia ma dla Ciebie kolejną opowieść! 🌙✨ Miłego czytania tej Bajka na dobranoc.
W Krainie Śmiechu, gdzie drzewa chichotały liśćmi, a strumyki bulgotały wesoło, mieszkał gnom o imieniu Gucio. Ale Gucio nie był jak inne gnomy z Krainy Śmiechu.
On był… gderliwy. Marszczył nos na świergot ptaków, mruczał na wiatr dmuchający wesołe melodie i wzdychał na widok tęczowych motyli.
Jednak nawet Gucio zauważył, że coś jest nie tak. Chichot drzew stał się cichszy, bulgot strumyków ledwo słyszalny, a motyle straciły blask.
Krainę Śmiechu ogarnęła dziwna epidemia… epidemia chichotu! Nie, nie za dużo chichotu, lecz za mało. Ludzie, zwierzęta i nawet rośliny chichotały, ale ich chichot był słaby, cichy, jakby bez iskry. Smutny chichot.
Gucio siedział na swoim ulubionym kamieniu, gderając na osłabiony chichot koników polnych, kiedy usłyszał delikatny głos. „Potrzebują prawdziwego śmiechu, wiesz?”
To była Iskra, mała świetlik z dalekiej krainy, Ziemi Tysiąca Światełek. Iskra miała skrzydła lśniące jak gwiazdy i mądrość w małych, czarnych oczkach. „Ten chichot jest jak zwiędła roślinka. Potrzebuje słońca i wody, czyli… prawdziwej radości.”
Gucio zmarszczył brwi. „Radości? Phii. Radość to przereklamowana rzecz.” Ale w głębi serca, nawet gderliwy Gucio tęsknił za głośnym, radosnym śmiechem Krainy Śmiechu.
Iskra zaświeciła jaśniej. „Musimy znaleźć źródło prawdziwej radości i przynieść je z powrotem do Krainy Śmiechu. Chodź ze mną!”
Gucio, choć z ociąganiem, wstał. Razem ruszyli w podróż. Najpierw spotkali zapłakaną Wiewiórkę Wandę, której orzeszki wypadły z dziupli.
Gucio, ku swojemu zaskoczeniu, pomógł Wandzie zebrać orzeszki, a Iskra oświetliła im drogę swoim blaskiem. Wanda, wdzięczna, zaśmiała się – prawdziwym, radosnym chichotem, który zabrzmiał jak dzwoneczki.
Potem spotkali Smutnego Ślimaka Stefana, który zgubił drogę do swojego ulubionego liścia kapusty. Gucio, mimo gderania, pokazał Stefanowi drogę, a Iskra dodała mu otuchy. Stefan, szczęśliwy, zachichotał – chichotem pełnym ulgi i wdzięczności.
Podróżowali dalej, pomagając każdemu, kogo spotkali. Gucio, choć nadal mruczał i gderał, w tajemnicy czuł cieplejsze uczucie w sercu.
Iskra świeciła coraz jaśniej, a z każdym dobrym uczynkiem, chichot w Krainie Śmiechu stawał się silniejszy.
Aż w końcu dotarli do Serca Krainy Śmiechu – polany oświetlonej blaskiem księżyca, gdzie rosły najśmieszniejsze kwiaty świata, Chichotki. Iskra powiedziała: „To tutaj musimy uwolnić radość, którą zebraliśmy.”
Gucio i Iskra zamknęli oczy i przypomnieli sobie wszystkie radosne chichoty, które usłyszeli. Wypuścili je w powietrze jak bańki mydlane. Bańki chichotu uniosły się w górę, otulając całą Krainę Śmiechu.
I wtedy stało się coś cudownego. Chichot drzew stał się głośny i wesoły, bulgot strumyków radosny, a motyle znowu lśniły tęczowymi barwami. Kraina Śmiechu znowu tonęła w prawdziwym, radosnym śmiechu.
Nawet Gucio, siedząc na swoim kamieniu, poczuł, że kąciki ust unoszą mu się lekko ku górze. Może nawet… lekko się uśmiechnął.
A Iskra, błyszcząc radośnie, szepnęła: „Widzisz, Gucio? Prawdziwa radość rodzi się z dobroci.” I Kraina Śmiechu, z nową falą śmiechu, przytuliła ich do snu.